W minioną niedzielę tj. 24.04.2022 r. Wyścigiem Pięciu Jezior w Iławie rozpoczął się cykl zawodów kolarskich Milko Mazury MTB. Jest to impreza, o której niejednokrotnie słyszałem, ale nigdy nie miałem okazji zobaczyć czy tym bardziej w niej uczestniczyć. Tym razem postanowiłem to zmienić. Jako że nie jestem zawodnikiem, a we wszelkiego rodzaju maratonach i imprezach startuję okazjonalnie, postanowiłem zdobyć nieco doświadczenia. Dlatego jak na typowego żółtodzioba przystało, bez większego planu i przygotowania w ostatniej chwili zapisałem się na dystans Expert, który w tym przypadku liczył 58 km oraz 950 m przewyższenia.
Milko Mazury MTB to cykl dziesięciu maratonów kolarskich rozgrywanych na Mazurach. Pierwszym z nich w tym sezonie był wspomniany przeze mnie wcześniej Wyścig Pięciu Jezior ze startem i metą w Iławie. Decyzję o wzięciu udziału podjąłem dosłownie na kilka dni przed imprezą. Był to tzw. typowy spontan poprzedzony kilkoma refleksjami na temat nadchodzącego weekendu, oraz faktu, że świetnie byłoby spędzić go aktywnie i „coś pojeździć”. Dodatkową zachętą był fakt, że całość rozgrywała się w Iławie, po której uwielbiam kręcić się na rowerze.
Natomiast co do samej imprezy…. Na miejsce przybyłem dzień wcześniej z zamiarem spokojnego objechania trasy, która jak się okazało nie była taka straszna. Moje pierwsze wrażenie po powrocie z pętli było takie, że podczas wyścigu „będzie szybko”. Ubita nawierzchnia, szerokie leśne i polne drogi sprzyjały rozwijaniu znacznych prędkości. Oczywiście nie brakowało również singli, stromych zjazdów czy podjazdów, ale w moim odczuciu stanowiły one mniejszość. Technicznie trasa nie była zbyt skomplikowana. Głównym utrudnieniem jakiego się obawiałem, było utrzymanie szybkiego tempa którego spodziewałem się w trakcie wyścigu.
Tak jak wspominałem wcześniej, trasa Expert na której startowałem liczyła ok 58 km. W praktyce przekładało się to na ok 9 km dojazd do liczącej 20 km pętli, którą mieliśmy pokonać dwukrotnie. W tym miejscu warto nadmienić, że do wyboru był również dystans Hobby, liczący 38 km, jak również dystans Pro wynoszący 78,5 km. Podejmując decyzję o stracie, najdłużej zastanawiałem się właśnie nad tym, który wariant wybrać. Ostatecznie padło na Expert ponieważ w odróżnieniu od Hobby, startowała tu trzykrotnie mniejsza liczba osób (co w praktyce przekładało się na płynność jazdy), z których znaczną części stanowili kolarze doświadczeni w tego typu zawodach. Nie ukrywam bowiem, że chciałem sprawdzić czy w nieco mocniejszym gronie uda mi się dojechać do mety na innym niż ostatnie miejsce. Poziom Pro natomiast w ogóle nie wchodził w rachubę – nie mól level. Nie chodzi o dystans czy przewyższenia, a o tempo, którego się spodziewałem, a którego na pewno bym nie utrzymał.
Sam start zaczął się w małym chaosie organizacyjnym. Ustawiając się na linii startu wszyscy zawodnicy zostali podzieleni na grupy, których wyróżnikiem był dystans jaki mieli do pokonania. Na osobnych liniach mieli stanąć kolarze Pro, Expert i Hobby. W efekcie końcowym powstało zamieszanie, w trakcie którego poszczególni zawodnicy nie wiedzieli z którego sektora startują. Ostatecznie sytuacja została opanowana i w odpowiednich odstępach czasowych wszyscy ruszyliśmy na trasę.
Po starcie poszło takie tempo, że po 5 km myślałem, że skończę wyścig 🙂 . Tętno osiągnęło maksa a nogi przestały współpracować. Na szczęście był to tylko stan przejściowy, po którym było już tylko lepiej. Pomogło nieco uspokojenie głowy i powtarzanie sobie, żeby nie gonić „w trupa” i jechać swoim tempem. Do pokonania było bowiem aż 58 niełatwych kilometrów. Dojazd jak również pierwsze pokonanie pętli to częste przetasowania między zawodnikami. Z upływem kilometrów straciłem rachubę ilu ja wyprzedziłem, a kto zostawił mnie w tyle. Tym bardziej, że gdzieś pod koniec pierwszej rundy minęli mnie czołowi kolarze z dystansu Hobby jak również kilku zawodników na rowerach elektrycznych.
Druga pętla przebiegała nieco spokojniej. Zmęczenie dawało się we znaki i zaczęły pojawiać się skurcze spowodowane zbyt małą ilością przyjętych płynów. Na szczęście nie były to dolegliwości, które w jakiś znaczący sposób wpłynęły na przebieg całej imprezy. Ostatecznie udało mi się dojechać do mety i nie było to ostatnie miejsce 😊
Na słowa uznania zasługuje natomiast sposób w jaki trasa została oznaczona i zabezpieczona przez organizatora. Podczas szaleńczej jazdy nie było możliwości aby zjechać z trasy. Czasami wydawało się wręcz, że strzałek jest za dużo. Ponadto, na każdym ważniejszym skrzyżowaniu, czy w miejscach przecięcia kierunku jazdy wyścigu z drogami publicznymi, nad bezpieczeństwem zawodników czuwała Straż, Policja i służby medyczne.
Co do samego przebiegu trasy nie będę się rozpisywał, ponieważ wszystko można zobaczyć na załączonym do tekstu filmie. Jest to zapis dojazdu do pętli oraz jej jednokrotne pokonanie (na więcej nie pozwoliła mi pojemność baterii w kamerze). Dla ułatwienia i uświadomienia poziomu trudności oraz reakcji mojego organizmu na kolejne etapy wyścigu, na obraz naniosłem wskaźniki tj. prędkość, nachylenie, kadencja czy tętno. Można z nich wyczytać wiele informacji, których kamera nie jest w stanie zarejestrować. I pomimo tego, że możliwie najdokładniej starałem zsynchronizować obraz z odczytami z czujników, podczas oglądania całości mogą wystąpić małe rozbieżności.
Moje odczucia natomiast z udziału w Milko Mazury MTB są jak najbardziej pozytywne. Bardzo dobrze przygotowana i oznakowana trasa, możliwość wyboru kilku dystansów, dokładny pomiar czasu, który bardzo szybko pojawił się na stronie internetowej, oraz możliwość rywalizacji z innymi zawodnikami przemawiają za tym, że jeśli ktoś miałby ochotę spróbować swoich sił w maratonie MTB, to Milko Mazury daje taką sposobność. Od siebie natomiast dodam, że jeśli lubicie jazdę po lesie, gdzie kolejne jeziora są dosłownie na wyciągnięcie ręki, to z pewnością przypadnie wam do gustu Iława. Do dyspozycji macie tu bowiem pagórkowate tereny doskonale nadające pod treningi MTB, jak również rozległe kilometry Parku Krajobrazowego Pojezierza Iławskiego idealne na wielogodzinną tułaczkę po lesie.