Kolejny gość jadenarowerze.pl przez zdecydowaną większość społeczeństwa kojarzony jest wyłączenie z roli dziennikarza i prezentera telewizyjnego. Tylko zainteresowani wiedzą jednak, że po wyłączeniu kamer i ustaniu błysków fleszy, Pan Maciej Dowbor jest sportowcem, który z godnym podziwu zaangażowaniem uprawia jedną z trudniejszych dyscyplin jaką jest triathlon. Treningi pochłonęły go całkowicie. To właśnie trójbój sprawił, że zaczął pokonywać kolejne bariery, które jeszcze kilka lat wcześniej wydawały się nieosiągalne. Uwierzył, że można realizować najbardziej niesamowite marzenia – a wszystko to dzięki swojej ciężkiej pracy.

jadenarowerze.pl: Czy pamięta Pan swój pierwszy rower? Co to było?

Maciej Dowbor: Pierwszy pamiętam jak przez mgłę, ale pierwszy który pamiętam dobrze to był krzyk mody – czerwony BMX z Rometu, chyba pierwszy model tego typu w PRL. 1985 rok szczyt szpanu.

jadenarowerze.pl: Jaki był Pana pierwszy rower startowy?

Maciej Dowbor: W triathlonie to GIANT Trinity Alu na Shimano 105. Wciąż chyba jeździ na nim gość z Bydgoszczy.

jadenarowerze.pl: Ile i jakich ma Pan obecnie rowerów? (chodzi oczywiście o typy jednośladów)

Maciej Dowbor: Trudne pytanie – w domu mam startowy TT, szosowy do treningu, cyclocross i jeszcze w dodatkowej komórce trzymam starego górala z lat 90tych, ale pełen sztos, stan niemal idealny Scott CompRacing na Cro-Mo. Zbierałem na niego ze 2 lata po czym nie miałem czasu na nim jeździć. Fajne cacko.

jadenarowerze.pl: Jaka forma jazdy na rowerze przynosi Panu najwięcej przyjemności?

Maciej Dowbor: Na swoich stałych trasach lubię porządne zadania w pozycji czasowej, ale wiadomo, że to przynosi cierpienie. Kocham za to jeździć na szosie po górach, szczególnie po nowych dla mnie trasach, kiedy jest ciepło. A z tych lepiej znanych to Podhale odcinek Leśnica-Bukowina-Głodówka-Łysa Polana-Przełęcz Żdziarska i tamte rejony pograniczne. Aha – na zawodach gór nie cierpię.

jadenarowerze.pl: Czas jaki trzeba poświęcić na utrzymanie roweru w sprawności jest wprost proporcjonalny do ilości przejechanych kilometrów. Jak to wygląda u Pana? Czy sam Pan serwisuje swoje maszyny czy ma zaufany serwis, któremu zleca przeglądy?

Maciej Dowbor: Słabo się znam na serwisie chociaż oczywiście kiedy latam na zawody z rowerem w walizce to muszę umieć samemu go złożyć, ale na codzień korzystam z pomocy Króla Rowerów czyli Mikołaja z Airbike.

jadenarowerze.pl: Jaki jest Pana ulubiony profil trasy rowerowej?

Maciej Dowbor: Na zawodach musi być płasko ewentualnie rolling hills. Góry w rywalizacji nie są dla mnie – jestem za ciężki i zbyt kiepski technicznie.

jadenarowerze.pl: Skąd pomysł na triathlon? Dlaczego zdecydował się Pan na tę dyscyplinę sportu?

Maciej Dowbor: Wszystko za sprawą projektu ambasadorskiego Herbalife Susz. Dostałem propozycje, wsparcie przede wszystkim trenerskie i motywacje, żeby spiąć tyłek. Pierwsze zawody – 1/2IM w Suszu to było piekło, ale jak tylko doszedłem do siebie na mecie, wiedziałem już, że dłużej zabawie w tym sporcie.

jadenarowerze.pl: Poza oczywistymi sukcesami sportowymi co daje Panu uprawianie triathlonu?

Maciej Dowbor: Pracę nad sobą, pracę nad siłą woli, siłą charakteru, sprawność fizyczną. Poza tym spowalniam proces starzenia i to zarówno fizycznie jak i mentalnie, wysokie poczucie własnej wartości – lubię siebie i wiem, że jakbym spotkał takiego kogoś jak ja 15 lat temu, to bardzo bym sobie imponował. Mam swój świat, odskocznie od pracy, rodziny, inne towarzystwo ludzi, którzy chociaż tak różni wyznają podobne wartości i mają podobne cele. Czuję się dobrze ze sobą i inni czują się ze mną lepiej niż wcześniej.

jadenarowerze.pl: Czy fakt że jest Pan rozpoznawalną osobą w jakikolwiek sposób ułatwia uprawianie tej dyscypliny sportu?

Maciej Dowbor: W sumie to nie wiem. Pewnie na początku tak było, bo otrzymałem to wyżej wspomniane wsparcie. Na zawodach, na trasie często słyszę wiele ciepłych, krzepiących słów. Wiele osób mi kibicuje, wspiera mnie też poprzez sociale. I to jest fajne. Ale też podczas takich wielkich zawodów, gdzie pojawia się mnóstwo kibiców i zawodników, którzy rzadziej startują ma to swoje minusy. Np. w Gdyni podczas serii Ironman bardzo dużo osób chce sobie zrobić zdjęcie, pogadać, zbić piątkę i to jest niezwykle przyjemne, a ja bardzo lubię ludzi, kocham ten sport i całe to środowisko, lubię się angażować i sam jestem gadułą. Tylko, że często zamiast szybko wstawić rower do strefy zmian, wszystko rozłożyć w workach i sprawdzić przed startem sprzęt, ja przez wiele godzin gadam, robię fotki i generalnie żyję tym wszystkim dookoła zamiast wypoczywać z nogami w górze. W zeszłym roku dzień przed startem zrobiłem więcej kroków niż podczas półmaratonu . PO drugie wielu zawodników bardzo się na mnie zasadza – ich celem jest albo złoić mi skórę albo chociaż zmniejszyć stratę w stosunku do poprzednich zawodów. To jest swego rodzaju presja, a poza tym czasem miewam mniej udane zawody, coś mi nie wyszło lub po prostu nie miałem dnia, a tu podbiega gość w dobrej wierze cały uchachany i klepiąc mnie po ramieniu woła „no nareszcie Cię dopadłem” a ja chciałem sobie w ciszy pocierpieć.

Jeszcze inna kwestia to fakt, że zwracają na mnie uwagę i coś co ujdzie płazem innym mnie bardzo obciąża. Np. jedzie pociąg czyli grupa draftuje, co zazwyczaj jest niedozwolone. Pada hasło, że to grupa w której był Dowbor. Już nikt nie zadał sobie trudu, żeby dodać, że ja jechałem z przodu, a za mną utworzyła się grupka, albo np. że wyprzedzałem a ktoś na chwilę zwrócił uwagę i sobie zapamiętał, że ja tam byłem. Była raz taka sytuacja na FB kompletnie wyssana z palca, ale komunikat poszedł, że Dowbor, patrzę na zdjęcia, a to nie dość że bzdura (efekt perspektywy fotograficznej ) to jeszcze ja jadę na czele. Ale niesmak pozostał.

jadenarowerze.pl: Triathlon to bardzo czasochłonne zajęcie. Jak udaje się Panu połączyć treningi z życiem zawodowym i prywatnym?

Maciej Dowbor: Jest ciężko i muszę treningi wkomponowywać w swoje inne zajęcia. Czasem niestety nie realizuje 100% planu ale takie jest życie amatora. Po sezonie zawsze bardziej jestem zmęczony tym planowaniem każdego dnia, takim slalomem pomiędzy obowiązkami niż czystym trenowaniem. Mam obcykane wszystkie baseny, trasy biegowe, często wożę rower w bagażniku i w różnych dziurach harmonogramowych cisnę.

jadenarowerze.pl: Czy poza oczywistymi treningami (pływanie/rower/bieganie) włącza Pan do planu dodatkowe ćwiczenia tj. siłownia, rozciąganie lub uprawia inne dyscypliny?

Maciej Dowbor: Teoretycznie staram się robić Core training, rozciąganie i rollowanie, ale w praktyce wygląda to kiepsko.

jadenarowerze.pl: Jak się domyślam ze względu na napięty grafik, część treningów rowerowych wypada na trenażerze. Jak wówczas urozmaica sobie Pan ten czas? Audiobook, film a może Zwift?

Maciej Dowbor: Często jeżdżę na zwifcie, ale nawet wtedy dodaję sobie Netflix lub HBO GO albo oglądam sport w TV. Na YT jest też dużo fajnych filmów sportowych i historycznych. Szczególnie te sportowe dobrze wpływają na motywacje.

jadenarowerze.pl: Kiedy ma Pan czas na regenerację? Czy są takie dni, że całkowicie odpuszcza Pan treningi i pozwala sobie na „totalne lenistwo”?

Maciej Dowbor: Czasem nie mam wyjścia i wypadają mi dni treningowe, ale totalne lenistwo przy 2 dzieci na razie w grę nie wchodzi.

jadenarowerze.pl: Prawidłowe odżywianie to kluczowa kwestia każdego sportowca. Czy korzysta Pan z rad dietetyków, czy raczej na podstawie własnych doświadczeń sam dobiera odpowiedni jadłospis?

Maciej Dowbor: Co jakiś czas po prostu biorę dietę pudełkową i to jest bardzo wygodne rozwiązanie, jednak mam duży problem z powstrzymywaniem się od jedzenia słodyczy, więc i tak te wszystkie diety mają dodatkowe 1000 kcal z czekolady.

jadenarowerze.pl: Co jest dla Pana większym wyzwaniem w czasie kryzysu podczas zawodów – wysiłek fizyczny czy walka z wewnętrzną motywacją?

Maciej Dowbor: Wszystko zależy od okoliczności. Po pierwsze pytanie jak mi idzie – kiedy wpadasz do strefy zmian po pływaniu i widzisz, że niemal wszystkie rowery wciąż wiszą na wieszakach to od razu dostajesz zastrzyk energii. Na rowerze kiedy czujesz, że noga podaje to nic nie jest problemem. Ale oczywiście dla każdego, a szczególnie kiepskiego biegacza (czyli mnie) najgorsza jest ostatnia część. O ile wiem, że walczę o wysokie miejsce (najlepiej podium) to łatwiej mi się zmotywować, gorzej kiedy widzę, że mam na plecach albo gdzieś niedaleko za plecami super biegaczy. Wtedy czasem siadam psychicznie. Ale kiedy na kolejnych zauważam, że mam szansę utrzymać przewagę, albo że muszę docisnąć, żeby obronić miejsce to potrafię pokonać wiele barier. To samo kiedy walczę o dobry czas. Ale nie zawsze mam w sobie tyle siły wewnętrznej. Uważam, że aspekt fizyczny na pewnym poziomie jest nie istotny (o ile nie ma kontuzji, zatrucia czy innych problemów fizjologicznych) i wszystko siedzi w głowie.

jadenarowerze.pl: Która z dyscyplin jest Pana najmocniejszą stroną, a nad którą chciałby Pan jeszcze popracować?

Maciej Dowbor: Pływanie i rower. Ale oczywiście jest jeszcze wiele miejsca do poprawy. Bieganie to moją pięta achillesowa. No i waga – powinienem schudnąć ale słabo mi to wychodzi.

jadenarowerze.pl: Na jakim dystansie podczas zawodów czuje się Pan najlepiej?

Maciej Dowbor: Cały ostatni sezon skupiłem się na Olimpijce i dodałem trochę sprintów. I szczerze mówiąc uwielbiam to – 1h lub 2h w trupa, a za tydzień znów można bezkarnie startować. No i trening znacznie ciekawszy – mniej czasu a mocniej.

jadenarowerze.pl: Jakie są Pana ulubione warunki pogodowe podczas treningów/zawodów?

Maciej Dowbor: Na zawodach im chłodniej tym dla mnie lepiej, szczególnie na biegu. Lubię trenować bieganie w ok. 10 stopni, a rower wolę w cieple. Nawet w upale.

jadenarowerze.pl: Jaki jest Pana cel na najbliższy sezon?

Maciej Dowbor: Ten sezon kończę bardzo późno – 3.11 startuję na pierwszej i jedynej w tym roku połówce. A w przyszłym znów na początku skupię się na krótszych dystansach. Na pewno chciałbym powalczyć o medale MP w kategorii na olimpijce i sprincie, przez ostatnie dwa lata to mi się udawało, no i może jak będzie czas zaatakować dobry wynik na połówce ale to raczej w drugiej części sezonu.

jadenarowerze.pl: Jakie jest Pana sportowe marzenie?

Maciej Dowbor: Oczywiście slot na MŚ IM na Hawajach, ale ze względu na kontuzje w ostatnich latach i małe dziecko, zrobiłem sobie przerwę od Ironmana na kilka lat. Wrócę do tematu najwcześniej w 2021,2022 roku kiedy moja córka będzie miała co najmniej 4-5 lat. Ale też chciałbym spróbować swoich sił na MŚ na olimpijce jednak najpierw powinienem jeszcze trochę powalczyć w kraju, bo kilku kolegów jest bardzo bardzo mocnych.

jadenarowerze.pl: Jaka była Pana największa wpadka podczas zawodów?

Maciej Dowbor: Tutaj mógłbym spisać całą listę, bo jestem dość niezorganizowany. Ale wymienię dwie.

W 2015 roku pojechałem na ostatni start w sezonie czyli 1/2 IM na wyspie Rugia. 2h przed startem zorientowałem się, że nie mam butów rowerowych – mój rozmiar to 48 więc nie było jak tego na szybko ogarnąć a o 7 rano expo było zamknięte. W ciągu godziny przed startem kupiłem od jakiegoś gościa na ulicy zwykłe pedały z damki, wykorzystując trytytki i słynną srebrną taśmę skonstruowałem coś na wzór koszyków. I tak w butach do biegania przejechałem 90 km wyścigu po dość trudnej trasie. Szału nie było ale dało się – wszyscy robili sobie foty i chyba myśleli, że buchnąłem komuś rower, bo tu S-Works TT full carbon, na zipach i dysku za miliony monet, bidon areo i pedały na 10 euro z konstrukcją ala Adam Słodowy.

A druga wpadka w tym roku. Początek sezonu, Olsztyn, olimpijka, wychodzę z wody w czubie, na rowerze czuję moc pod nogą, ale mój wielki rywal i obiektywnie lepszy zawodnik nie może mnie dogonić, sam zaczynam się bać swojej mocy. Na trasie dużo znajomych kibiców, coś tam pajacuje, gadam ze znajomymi. Na bieg schodzę też w czołówce pierwszy w kategorii. Są 4 pętle biegowe, a ja przysypiam, nie trzymam tempa, a mógłbym docisnąć, ale co się będę męczył przecież zmiażdżyłem wszystkich w wodzie i na rowerze. I najpierw ostrzeżenie, spadam na 2 miejsce, ale wciąż jest dobrze. Kilometr do mety, na trasie już tłumy, trudno odróżnić kto jest na ktorym okrążeniu, widzę, że na finiszu kilku gości mnie dogania, ale nie specjalnie ich rozpoznaje. Wpadam na metę a tu niemiła niespodzianka. Spadam na 5 miejsce – po ponad 2h rywalizacji tracę do 2 miejsca minutę. Masakra.

jadenarowerze.pl: Co uważa Pan za swój największy sportowy sukces?

Maciej Dowbor: Cieszę się z tych medali MP w ostatnich dwóch sezonach. W sumie mam ich już 6, głównie na olimpijce i sprincie.

jadenarowerze.pl: Coraz większa liczba ludzi show-biznesu uprawia triathlon. Czy myśli Pan, że dali porwać się chwilowej modzie na ten sport, czy faktycznie „połknęli bakcyla”? 🙂

Maciej Dowbor: To różnie, są osoby które naprawdę to pokochały, trenują i startują regularnie, nawet na tych mniej medialnych imprezach. Świetnym tego przykładem jest choćby Jacek Kurowski z TVP Sport. Dużo osób chciało się tylko sprawdzić i z różnych powodów wycofało się po jakimś czasie. Ja bym tego jednak nie kojarzył z modą w taki pejoratywny sposób. Dzięki mediom wielu ludzi dowiedziało się o triathlonie, chcieli spróbować i albo to było to, ich sposób na życie, albo zaliczyli mają satysfakcję. To jednak wymaga potwornych poświęceń i czasem sam się zastanawiam czy mam jeszcze na to siłę. Ale z drugiej strony nie umiem bez tego żyć.

jadenarowerze.pl: Liczba osób uprawiających triathlon stale rośnie. Pana zdaniem – skąd popularność tego dość drogiego sportu?

Maciej Dowbor: Po pierwsze nie zawsze musi być drogi. Bardzo często widzę na zawodach ludzi, którzy wzięli rower taki jaki mają z piwnicy, założyli kąpielówki, strój do biegania i zaliczyli sobie np 1/8 IM. Oczywiście im bardziej chcesz się ścigać tym więcej elementów jest do kupienia, ale to chyba dotyczy wielu hobby, nawet pozornie taniego biegania. Myślę, że ludzi pociąga ten epicki patos ekstremalnego wysiłku, swoistej uniwersalności i fakt, że wcale nie trzeba być wybitnym w którejś z dyscyplin, żeby osiągać fajne wyniki. No i cała taka społeczna część tej zabawy jest dużo bardziej rozbudowana niż np w bieganiu. Nawet na krótkim dystansie, trzeba się dużo wcześniej pojawić w strefie zmian, wszystko przygotować, na poważniejszych zawodach zazwyczaj należy wprowadzić rower dzień wcześniej. I to jest szansa na bliższe poznanie, na budowanie relacji czy spotkanie z gwiazdami tego sportu – nawet mistrzami olimpijskimi, bo przecież oni mają swój sprzęt w tej samej strefie. Ta bliskość i zazwyczaj otwartość PROsów to wielka wartość traithlonu. Ludzie sobie pomagają, wspierają się, nawiązują nowe relacje. W bieganiu tego nie ma. Zawodnicy w strefie startowej pojawiają się najczęściej chwilę przed startem, nie ma tej całej celebry, potem bieg i do domu. A u nas po zawodach najpierw strefa finiszera i te słynne morskie opowieści o cierpieniu i kłopotach. Później powtórka z rozrywki w strefie zmian gdzie trzeba zebrać swój sprzęt. To jest także piękno tego sportu – zawody to naprawdę święto.

jadenarowerze.pl: Jeśli miałby Pan coś poradzić osobom które właśnie zaczynają przygodę z triathlonem, co to by było?

Maciej Dowbor: Mierzcie siły na zamiary, cieszcie się z trenowania, z każdego startu i 3 razy się zastanówcie zanim porwiecie się na dystans IM czy nie daj Boże jakieś ultra. Wszystko jest dla ludzi, ale nawet taka 1/2 IM wymaga solidnego przygotowania, bo inaczej będziecie cierpieć a nawet możecie sobie zrobić krzywdę. A wtedy znienawidzicie triathlon. P.S. Tzn. cierpieć w triathlonie będziecie nawet wtedy kiedy się dobrze przygotujecie, ale wtedy satysfakcja na mecie smakuje jak nic innego!

fot. www.facebook.com/Totalneporuszenie/

Postać Pana Dowbora jest zdecydowanie warta bliższego poznania, a jego obecność w moim blogowym ”Hall of Fame” nie jest przypadkowa. Pan Maciej to doskonały przykład na to, że nie należy spoczywać na laurach. To inspirujące, że mając wyrobioną pozycję zawodową nadal dąży do samodoskonalenia wychodząc tym samym poza utarte schematy. Może być to doskonały impuls dla tej części z nas, która dla usprawiedliwienia własnej wygody uważa że osiągnęła wiele i zasiedziała się w swojej strefie komfortu. Jeśli odważymy się ją opuścić, być może poznamy pełny wymiar naszego potencjału, odkryjemy ukryte talenty a już na pewno przekroczymy własne granice. Dlatego zdecydowanie warto, podobnie jak uczynił to bohater niniejszego wywiadu, stawiać sobie nowe wyzwania. …kto wie dokąd nas to zaprowadzi 🙂