Ania – I miejsce w Górskich Mistrzostwach Polski w kolarstwie szosowym w 2019 roku, II miejsce w Majka Days 2019 w klasyfikacji POLICJA, III miejsce w klasyfikacji OPEN i I miejsce w swojej kategorii wiekowej, IV miejsce w Policyjnych Mistrzostwach Świata w kolarstwie szosowym w 2019 roku.

Marcin – I miejsce w ultramaratonie Pierścień Tysiąca Jezior w 2019 roku (610 km), I miejsce w ultramaratonie Piękny Wschód w 2019 roku (528 km) czy 23 miejsce w ultra Maraton Północ Południe (946 km), to tylko niektóre z ich osiągnięć. Jeśli do tego doliczymy dziesiątki tysięcy kilometrów pokonanych turystycznie, przedstawi się nam obraz pary, którą poza pasją łączy również przysięga małżeńska 🙂

Swoje miejsce w Hall Of Fame zawdzięczają nie tylko dzięki imponującym wynikom, ale również, a może przede wszystkim dlatego, że osiągnęli je ponieważ udało im się dokonać rzeczy niezwykle trudnej – znaleźli równowagę pomiędzy pasją, pracą a życiem rodzinnym, i to razy dwa. Samo to, że będąc aktywnymi zawodowo rodzicami dwójki małych dzieci potrafią skutecznie zaplanować, a następnie zrealizować treningi i starty w zawodach, daje Państwu Kronerom +100 punktów do logistyki 🙂 Kto ma dzieci ten wie 😉 .

Zajęcie najwyższego miejsca w wyścigu szosowym, gdzie trzeba zmierzyć się zawodnikami którzy są równie mocno zmotywowani do walki o podium, czy przekroczenie linii mety ultramaratonu jadąc kilkaset kilometrów non-stop, łamiąc przy tym rekord trasy to nie jest przypadek. Sukcesy Państwa Kronerów poprzedzone są setkami godzin treningowych spędzonych w siodełku. O tym w jaki sposób do tego doszli opowiedzą sami odpowiadając na poniższe pytania.

jadenarowerze.pl: Jak to się zaczęło? Skąd u Państwa zamiłowanie do rowerów?

Ania: Jazda rowerem była dla mnie od zawsze formą spędzania wolnego czasu, hobby połączone chęcią zobaczenia nowych miejsc.

Marcin: Dzieciństwo spędzałem w miasteczku które wprawdzie było małe ale mocno „rozrzucone” w przestrzeni, gdzie rower był naturalnym środkiem transportu. Pierwsze świadome dalsze wyjazdy wynikały ze zwykłej ciekawości świata. W miarę upływu czasu wycieczki stały się coraz dalsze. Później – już w okresie studenckim przerodziło się do w wielodniowe wyjazdy z sakwami. Początkowo w Polsce a później również za granicą. Następnie płynnie przeszedłem do wyścigów. Na początku klasycznych szosowych, później również MTB by znów wrócić do szosy ale tym razem w wersji ultra gdzie aktualnie jestem.

jadenarowerze.pl: Czy pamiętają Państwo swoje pierwsze rowery?

Ania: Mnie utkwił w pamięci mój rower dziecięcy – mały zielony – mogłam mieć jakieś 6 lat kiedy tata za pomocą drewnianego kija uczył mnie na nim jeździć – dokładnie pamiętam lekcje na ulicy przed domem. Byłam dumna, że już umiem.

Marcin: Oczywiście 🙂 Myślę że nadal byłbym w stanie wymienić je z pamięci wszystkie lub prawie wszystkie 🙂 Na naszej stronie (http://wyprawyrowerowemartink.blogspot.com/ ) opisałem dość dokładnie moje „zmagania” ze sprzętem na przestrzeni lat.

jadenarowerze.pl: Domyślam się że każde z Państwa z pewnością ma więcej niż jeden rower 🙂 Ilość przejechanych kilometrów jest wprost proporcjonalna do czasu jaki należy poświęcić na ich serwisowanie. Czy macie mały domowy warsztat w którym własnoręcznie dbacie o stan techniczny jednośladów, czy przekazujecie maszyny do zewnętrznego serwisu?

Ania: Ja mam tylko 2 rowery na wyłączność a jeden współdzielimy. Starego sprzętu pozbyłam się. Jakiś czas temu wbrew pozorom nie przywiązuję się do nich zbyt mocno. Mają jeździć a jak przestają to serwisuje je mąż lub zaprzyjaźniony kolega bajker, który ma profesjonalny serwis. Ja nawet nie wiem czy udałoby mi się samodzielnie zmienić dętkę 😉

Marcin: Rowerów faktycznie w domu jest kilka ale wbrew ogólnej tendencji do zwiększania parku maszynowego (zgodnie z powiedzeniem, że idealna ilość rowerów w domu rowerzysty to aktualnie posiadana + 1) nasz na przestrzeni lat zmniejszył się znacząco. Zaczęliśmy wychodzić z założenia, że istotna jest jakość a nie ilość. Aktualnie mamy łącznie trzy rowery szosowe, dwa trekkingowe, jeden MTB. Mam w piwnicy mały warsztat gdzie jestem w stanie wykonać większość podstawowych napraw i regulacji. Grubsze naprawy wykonuję w prawdziwym serwisie a jest to o tyle proste, że naszym przyjacielem jest właściciel takiego serwisu a to pozwala niektóre naprawy wykonać „na wczoraj”.

jadenarowerze.pl: Jazda na jakim rowerze przynosi Państwu najwięcej przyjemności?

Ania: Dla mnie największą frajdę sprawia mi jazda na szosie. Od kiedy przesiadłam się na nią nie mam zapędów by zmieniać, a pedały spd sprawiły , że czuję jedność z tym rowerem – aż nie chce się zsiadać 🙂

Marcin: Odruchowo miałem napisać „zdecydowanie” na rowerze szosowym ale jak głębiej się zastanowiłem to jednak bez słowa „zdecydowanie”. Rower szosowy jest moim podstawowym sprzętem na którym w tym roku spędziłem blisko 500 godzin, jednak lubię także rower MTB, w szczególności jazdę nim po profesjonalnie zaprojektowanych ścieżkach. Kilka razy wyjeżdżaliśmy do Świeradowa Zdroju by pojeździć na tamtejszych singlach. Mimo mojej słabej techniki zabawa przednia.

jadenarowerze.pl: Czy jazda na rowerze to dla Państwa wyłącznie sport i rekreacja, czy używacie jednośladów również do codziennego przemieszczania się po mieście?

Ania: Mieszkamy w tak małym mieście, że wszędzie można dojść pieszo więc na rower wsiadamy tylko wycieczkowo bądź treningowo.

Marcin: Zdecydowanie sport. Mieszkamy w centrum małego miasta i wszędzie mamy na tyle blisko, że nie ma potrzeby używania rowerów co celów czysto transportowych.

jadenarowerze.pl: Jaka była Państwa pierwsza wspólna podróż? Co to było i skąd pomysł?

Ania: Pierwsza wspólna wycieczka – krótka – ok 100 km. Solec nad Wisłą jakieś 100 km. Wyprawa natomiast do Ukrainy – pomysł był męża ja pojechałam na doczepkę, żeby spróbować.

Marcin: Na początku było kilka krótkich wycieczek po najbliższej okolicy. To był okres w moim życiu rowerowym gdy rozstawałem się ze swoją poprzednią ekipą sakwiarską z którą z różnych względów było mi już nie po drodze. Szukałem nowej jakości i ją znalazłem. Ania jeździła wówczas na rowerze lepiej niż większość znanych mi facetów. Była przy tym ciekawa świata. Pojechaliśmy razem w 2010 roku na Ukrainę. Przejechaliśmy przez 10 dni około 1100 km delektując się przyrodą, zabytkami i doskonałym jedzeniem. Bez żadnego pośpiechu. Trafiliśmy na świetną pogodę dzięki czemu większość noclegów spędziliśmy w namiocie. Super było 🙂

jadenarowerze.pl: Czy przygotowując się do kolejnej wyprawy dzieliliście się zadaniami, czy wszystko robicie wspólnie?

Ania: Od logistyki i planowania był mąż, ja zajmuję się garami 😉 a na poważnie to zawsze śmiałam się z męża ze już na 3 tygodnie przed wyprawą ma przygotowaną listę. Ja nic nie muszę pamiętać bo wiem, że on ma to zapisane a ja pakuję się „na spontanie”. Nie ma podziału ról wszystko wychodzi w trakcie.

Marcin: Gdy zaczynaliśmy wspólnie jeździć miałem zdecydowanie większe doświadczenie wyprawowe i wziąłem na siebie planowanie trasy oraz przygotowanie sprzętowe. Ania odpowiadała za catering. W miarę upływu czasu podział ról się wyrównał. Większość rzeczy robiliśmy wspólnie – no może poza naprawami awarii 😉

jadenarowerze.pl: Czym się kierowaliście planując kolejne wyprawy?

Ania: Szukaliśmy po prostu miejsc, które chcieliśmy zobaczyć, poza tym musieliśmy liczyć się z czasem na jak długo możemy pozwolić sobie na wyjazd i wtedy wybieramy miejsce.

Marcin: To była burza mózgów – „jest jakieś fajne miejsce do zobaczenia, może byśmy tam pojechali” . Kolejnym krokiem było ustalenie możliwości transportowych i ogólnych kosztów. A następnie ustalenie co ciekawego można zobaczyć w okolicy i próby połączenia owych atrakcji w logiczną całość. Wiele pomysłów kończyło się na etapie ogólnej dyskusji lub poszukiwania transportu. Inne jak np. wyjazd do Armenii został zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach a mimo to nie doszedł do skutku.

jadenarowerze.pl: Jaka była Państwa najdłuższa wyprawa?

Ania: 21 dni na Bałkanach- bez noclegu pod dachem – spanie pod namiotem bądź gołym niebem.

Marcin: Wyprawa bałkańska w 2011 roku. Wystartowaliśmy z Warny a skończyliśmy w Belgradzie. Łącznie przejechaliśmy 1716 kilometrów. Trudność tego wyjazdu polegał jednak nie tylko na dystansie ale na ekstremalnych upałach oraz tym, że przez blisko trzy tygodnie nie spaliśmy w cywilizowanych warunkach a jedyne łazienki z jakimi mieliśmy do czynienia to te w restauracjach.

jadenarowerze.pl: Która z wypraw szczególnie utkwiła Państwu w pamięci?

Ania: Hiszpania, Andorra i Francja – w maju w Hiszpanii spadł śnieg a my pod namiotem – było dość specyficznie 😉 Ta wyprawa była nauczką, że nie zawsze wyprawa będzie wyglądała jak się ją zaplanuje. Widokowo piękna ale ze względu na aurę musieliśmy mocno ją modyfikować.

Marcin: Jeśli chodzi o wyprawę jako całość to zdecydowanie Korsyka. Największe nasycenie wrażeń zapachowych, smakowych i wizualnych w przeliczeniu na kilometr przejechanej trasy.

jadenarowerze.pl: Czy uprawianie turystyki rowerowej jest bezpieczne? Czy doświadczyli Państwo sytuacji, które potencjalnych turystów mogą skutecznie zniechęcić do wypraw z sakwami?

Ania: Nam nie przydarzyły się złe przygody więc z naszego punktu widzenia jest to bezpieczna forma podróżowania. Trzeba mieć wszystko odpowiednio przemyślane – noclegi, odcinki do pokonania – wyłączone z dużego natężenia ruchu samochodów by jazda była bezpieczniejsza.

Marcin: Nigdy nie miałem sytuacji w której rzeczywiście czuł bym się zagrożony. Oczywiście mogę wyobrazić sobie taką sytuację; bez trudu można znaleźć w sieci konkretne przykłady nieprzyjemnych zdarzeń. Wydaje mi się jednak że przy zachowaniu pewnej dozy zdrowego rozsądku większości tych sytuacji można uniknąć a wyprawy z sakwami nie są ani trochę bardziej niebezpieczne niż zwykła turystyka.

jadenarowerze.pl: Czy są miejsca do których zdecydowanie wrócicie?

Ania: Ja wolałabym pojechać w jakieś nowe miejsce, zobaczyć coś nowego. No może Korsyka.

Marcin: Nie wiem gdzie wrócę ale wiem gdzie chciałbym wrócić 😉 Na pewno wspomniana wyżej Korsyka. Durmitor, Kapaonik Park w Serbii, Andora i okolice ale przy bardziej łaskawej pogodzie niż ta którą mieliśmy. Z czasów starszych wyjazdów: trasa Transfogaraska, zachodni brzeg jeziora Szkoderskiego, zatoka Kotorska.

jadenarowerze.pl: Jak wyglądają Państwa przygotowania do startu w zawodach? Czy trenujecie wg konkretnych planów treningowych czy raczej ilość wypadów uzależniona jest od Państwa możliwości czasowych?

Ania: Trenujemy cały rok. Przygotowując się do sezonu. Przed samymi zawodami nie ma jakiegoś szczególnego przygotowania. Czasem bywa tak, że na start decydujemy się w ostatniej chwili bo czas na to pozwolił. Jest plan ogólny zrobiony przez męża ale i tak większość weryfikuje czas jaki mamy a raczej go nie mamy ze względów rodzinnych i zawodowych. Tygodniami udaje się go realizować choć często treningi zaplanowane wypadają z układanki- weryfikowane przez codzienne obowiązki.

Marcin: Kilka lat temu gdy urodziła się Hania okazało się czas który mamy jest mocno deficytowy. Wówczas w oparciu o dostępne publikacje i własne doświadczenie stworzyłem plan treningowy sprowadzający się to tezy „minimalny nakład czasu, maksymalne efekty”. Nie ma tu miejsce na nic spontanicznego. Treningi zimowe rozpisane są w zasadzie co do minuty i co do wata. Wiem, że nie ma w tym nic romantycznego ale efekt na wiosnę jest więcej niż zadowalający. Oczywiście plan ten weryfikowany jest przez życie codzienne i nie zawsze chcieć oznacza móc. Na większą dozę spontanicznej jazdy pozwalamy sobie dopiero latem.

jadenarowerze.pl: Biorąc pod uwagę, że trenowanie kolarstwa w Polsce nie należy do najbezpieczniejszych (w związku z niską kulturą jazdy kierowców), czy ze względów bezpieczeństwa korzystacie z różnego rodzaju trackerów online?

Ania: Ja nie korzystam, jest zawsze możliwość …..telefonu do przyjaciela 😉

Marcin: Na treningach nie. Oczywiście wiemy nawzajem w jakich okolicach jeździmy i jak długo będzie trwał trening. Przy zawodach długodystansowych jak najbardziej z tym, że wtedy takie urządzenie zapewnia organizator.

jadenarowerze.pl: Czy w czasie „niepogody” odkładacie treningi na kolejny dzień, korzystacie z trenażera czy konsekwentnie, bez względu na aurę wychodzicie na zewnątrz?

Ania: Jak temperatura jest znośna to zdarza się wychodzić w deszcz – rzadko co prawda. Zimą to raczej jest trenażer.

Marcin: Cytując klasyka „nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie” A poważnie – przy skromnej ilość czasu jakim dysponuję dopuszczam w zasadzie tylko możliwość kilkugodzinnego przesunięcie treningu w tym samym dniu. Jeśli nie ma takiej możliwości to pozostaje jazda w deszczu lub trenażer.

jadenarowerze.pl: Czy do treningów mających na celu poprawę formy włączają Państwo również inne dyscypliny sportu?

Ania: Na inne dyscypliny brakuje nam czasu, chociaż jeśli włączyć w to bieganie za naszymi dziećmi to tak – bieganie 😉

Marcin: Jeszcze kilka lat temu w okresie jesienno-zimowym włączaliśmy do treningów siłownię. Obecnie tylko rozciąganie oraz rolowanie. Oczywiście mam świadomość, że taka sytuacja jest daleka od ideału no ale przecież ideały nie istnieją 😉

jadenarowerze.pl: Jakie były najtrudniejsze wyścigi/imprezy w których brali Państwo udział?

Ania: Dla mnie dotychczas najtrudniejszym okazał się być Gran Fondo di Categgio we Włoszech – wynikało to z nieznajomości trasy oraz trudnych górskich zjazdów.

Marcin: To akurat łatwe pytanie 😉 Tegoroczny Maraton Północ-Południe. Impreza z założenia aspiruje do jednej z najtrudniejszych w Polsce. Start z Helu, meta w Bukowinie Tatrzańskiej – niecałe 1000 km. Wyścig opiera się na zasadzie „co upolujesz to zjesz” tzn. nie ma zorganizowanych bufetów. Istnieje zakaz jakiejkolwiek pomoc z zewnątrz. W tym roku dodatkową trudność stanowiła pogoda – silny, przeciwny wiatr i bardzo niska temperatura w nocy co skutkowało tym, że wycofało się ok. 30% zawodników. Wyścig utrudniłem sobie nadto sam – na skutek jakiegoś głupiego zbiegu okoliczności znalazłem się w ucieczce. W dodatku była to ucieczka solowa i trwała jakieś 700 km 😀 Zakończyło się to w jedyny możliwy sposób. Za Krzeszowicami byłem już tak wymęczony, że musiałem znaleźć przymusowy nocleg i w efekcie na mecie byłem 23. Fajnie 🙂

jadenarowerze.pl: Które z imprez w których brali Państwo udział uważacie za swoje największe osiągnięcia?

Ania: Dla mnie jest to pokonane w czasie trwającego przeziębienia 570 km – mój pierwszy ultra i walka z bólem – pomimo wszystko ukończony. Do dziś nie jestem w stanie zdecydować się aby powtórzyć ultra. Walka z sobą samym jest dla mnie najtrudniejsza, bo tak to wyglądało.

Marcin: Na płaszczyźnie ekstremalnego wysiłku wspomniany wyżej MPP. Jeśli chodzi o wymiar czysto sportowy – tegoroczny Pierścień Tysiąca Jezior – pierwsze miejsce wspólnie z Pawłem Brodzińskim i przy okazji rekord trasy. 613 km w 20 h brutto.

jadenarowerze.pl: Czy posiadają Państwo z góry określony sportowy cel który chcielibyście osiągnąć, czy raczej „bawicie się” kolarstwem pozostawiając przebieg wydarzeń własnemu biegowi?

Ania: Wybieramy na początku sezony zawody, w których chcemy wziąć udział, ale to ma sprawiać radość nie wprowadzać stres. Jazda ma cieszyć, jak przestaje cieszyć trzeba zejść z roweru. Jeżdżę bo lubię, startuję bo lubię – lubię tę atmosferę, ludzi którzy to robią, ten klimat okołozawodowy

Marcin: Zdecydowanie nie mam żadnych celów sportowych. Planuję 3-4 imprezy w roku i staram się je pojechać możliwie dobrze

jadenarowerze.pl: W wielu małżeństwach jeden z partnerów musi niejako podporządkować się swojej drugiej połówce, tak aby umożliwić dalszy rozwój sportowej kariery. U Państwa tego problemu nie widać. Jak to robicie?

Ania: Nie wchodzimy sobie zbytnio w drogę 😉 każde z nas robi to co lubi. Mąż jeździ ultra, ja wolę krótkie wyścigi. Zdarza się, ze startu robimy rodzinny wypad z dziećmi. Nie ma potrzeby żeby którekolwiek z nas ograniczało siebie nawzajem. Może nawet nam jest łatwiej bo dla obojga to rower jest właśnie tym sportem wiodącym. Wydaje mi się, że problem pojawia się w związkach gdzie jedna strona jest sportowo zaangażowana a druga nie podziela tej pasji, tu pewnie pojawia się problem. Szanujemy swoje wybory. Mąż cytował kiedyś Friela, który powiedział że „wsparcie bliskich jest tak samo ważne jak trening”. Zgadzam się z tym. Wspieramy się, nie rywalizujemy ze sobą inaczej nie miałoby to sensu.

Marcin: Chyba po wielu latach doszliśmy do tego, że nasze rowerowanie to nie jest tak na prawdę żaden wyczyn sportowy a to co robimy jest obiektywnie równie ważne (lub równie nieważne). Na treningi poświęcamy zbliżoną ilość czasu. Oczywiście wymaga to pewnego uprzedniego planowania dnia ale da się to zrobić. Aktualnie dołożyliśmy dodatkową cegiełkę w postaci remontu domu i jak dla mniej jest to już na granicy możliwości fizycznych. No ale za kilka miesięcy remont się skończy

jadenarowerze.pl: Co jest najtrudniejsze w połączeniu pracy zawodowej, życia rodzinnego i pasji?

Ania: Czas – a w zasadzie jego brak. Zmęczenie, często brak na prawidłową regenerację dla organizmu. Zawsze też należy pamiętać o priorytetach, żeby nie odwróciły się, łatwo coś przegapić. Dzieci nie mogą tracić na tym, że rodzice zajmują się sportem, trzeba zawsze mieć z tyłu głowy to co ważne – dla mnie jest to rodzina.

Marcin: Zachowanie właściwych proporcji między tymi elementami. Pasja nie może przesłonić życia rodzinnego, nie powinna też przysłaniać pracy zawodowej. Tutaj akurat mam łatwiej bo mam nienormowany czas pracy

jadenarowerze.pl: Kiedy chcieliby Państwo wybrać się na pierwszy rowerowy wypad z dziećmi?

Ania: Mnie marzy się dorosły „babski” wypad z córkami. Mamy dwie córki i wiem, że kiedyś jak dorosną chciałabym zrobić taką wyprawę. Czas tylko dla nas.

Marcin: Próbowaliśmy usilnie wdrożyć obydwie córki do jazdy w przyczepce rowerowej i niestety spotkaliśmy się ze zdecydowanym oporem. Pozostaje nam poczekać aż będą w stanie samodzielnie przemieszczać się na dwóch kółkach.

jadenarowerze.pl: Jeśli mieliby Państwo udzielić rady osobom, które chciałby zacząć aktywnie spędzać czas na rowerze, to co to by było?

Ania: Wystarczy chcieć…. Trzeba też to lubić. Czasem na pytanie znajomych „po co tak ćwiczysz, po co to robisz?” odpowiadam „bo lubię”. Nie da się czegoś robić wbrew sobie, trzeba to czuć. Jak się męczę z czymś prędzej czy później nie będzie to miało sensu.

Marcin: Trzeba zacząć od małych kroczków. Jazda na rowerze ma sprawiać przyjemność. Nic na siłę.

Jak widać chcieć to móc. Wszystko jest kwestią właściwej organizacji i konsekwencji w realizowaniu założonych celów. Oczywiście, do tego aby „nie spalić się za szybko” i utrzymać stały poziom wyzwalanych endorfin, niezbędna jest pasja, której w tym przypadku zdecydowanie nie brakuje.

Życzę Państwu Kronerom, aby szczęśliwa passa trwała nadal, a sobie, abym mógł czytać coraz to nowe nagłówki gazet i artykułów, z których dowiadywałbym się o ich osiągnięciach sportowych.