Z własnego doświadczenia wiem, że jednym z najczęściej poruszanych tematów dotyczących jazdy na rowerze jest nieodpowiednio dobrane siodełko. Pojawiający się ból dolnej części pleców czy drętwienia wstępujące po dłuższej jeździe, dotyczą nie tylko początkujących cyklistów, ale również wprawionych kolarzy. W związku z tym, że sam bardzo długo szukałem odpowiedniego typu siodełka, jak również ze względu na fakt, że bardzo lubię testować i przyglądać się wszelkim rowerowym nowinkom, postanowiłem zweryfikować jak w praktyce sprawdzi się siodełko HUAN PPS, które ze względu na swoją budowę oraz innowacyjną konstrukcję ma całkowicie eliminować uczucie dyskomfortu, jakie pojawia się podczas jazdy na rowerze.
Kilka słów o…
O istnieniu Huan PPS dowiedziałem się kilka tygodni temu, kiedy to od przedstawiciela firmy RevoltTech, głównego dystrybutora siodełka, otrzymałem opis oraz specyfikację produktu z informacją o możliwości jego przetestowania. Przyznam szczerze, że ze względu na unikalną konstrukcję, ciekawy design oraz zapewnienia producenta o całkowitym wyeliminowaniu dyskomfortu związanego z bólem krocza czy kości kulszowej, akcesorium od razu wzbudziło moje zainteresowanie. Krótka wymiana maili i kilka dni później rozpocząłem testy…
Montaż i jakość wykonania
Siodełko Huan PPS zamontowałem do roweru na którym aktualnie jeżdżę najwięcej – czyli do szosy spiętej z trenażerem. W moim odczuciu, to właśnie podczas jazdy na rowerze stacjonarnym najszybciej można odczuć dolegliwości związane z nieodpowiednio dobranym czy ustawionym siodełkiem. Wpływa na to konieczność przyjęcia wymuszonej pozycji, oraz ograniczona ilość ruchów. Na trenażerze bowiem, podobnie zresztą jak na rowerze stacjonarnym, jesteśmy niejako spięci z rowerem, a nasze poszczególne części ciała jak również mięśnie angażowane są w znacznie większym stopniu niż ma to miejsce podczas jazdy na zewnątrz.
Montaż Huan PPS nie różni się szczególnie od instalacji typowego rowerowego siodełka. Jest jednak jedna mała różnica, którą powinniśmy wziąć pod uwagę w chwili gdy będziemy się za to zabierać. Dotyczy ona bowiem średnicy prętów siodełka które przykręcamy do jarzma sztycy. W zdecydowanej większości tego typu produktów mają one bowiem średnicę 7 mm, tu natomiast producent zastosował szyny 6 mm (o czym wyraźnie wspomina w specyfikacji). Jednak w praktyce nie stanowi do żadnego kłopotu, ponieważ w pudełku znajdują się dołączone do zestawu aluminiowe adaptery, które po nałożeniu pozwalają przykręcić siodełko do typowej sztycy rowerowej.
W tym miejscu warto nadmienić, że po instalacji chwilę dłużej niż zazwyczaj w tego typu sytuacjach, będziemy musieli poświęcić na odpowiednie ustawienie pozycji siodełka. Ze względu na dość wysoki profil prętów sztyca pójdzie sporo w dół, natomiast odpowiednie ustawienie kąta nachylenia czy pozycji poziomej, ze względu na specyficzny kształt Huan PPS, również będzie wymagało nieco więcej uwagi.
Samo siodełko natomiast zostało wykonane bardzo starannie i na żywo wygląda zdecydowanie lepiej niż na zdjęciach. Niewątpliwie mają na to wpływ materiały z jakich zostało wyprodukowane, oraz dbałość o szczegóły. Nigdzie nie zauważyłem tzw. „niedoróbek” czy źle spasowanych elementów.
W Huan PPS zastosowano piankę poliuretanową o wysokiej gęstości, która tylko w niewielkim stopniu przylega do krocza i miednicy. Tworzywo dopasowuje się do kształtu pośladków co z założenia, w połączeniu z unikalną konstrukcją, ma chronić przed uciskaniem tej delikatnej części ciała podczas długiej i intensywnej jazdy.
Wrażenia z użytkowania
Od razu na wstępie chciałbym zaznaczyć, że poniższy opis jest moim subiektywnym odczuciem. Zdaję sobie bowiem sprawę, że dobranie odpowiedniego siodełka to sprawa niezwykle indywidualna. W mojej ocenie metodą prób i błędów każdy powinien sam zdecydować jaki typ, model czy rozmiar siodła mu najbardziej pasuje.
Osobiście zazwyczaj wybieram wąskie i twarde siodełka szosowe, w związku z czym Huan PPS niejako stoi w opozycji do moich preferencji. Z wymiarami 263,5 x 180,5 x 105 mm, gdyby nie wycięty środek, bliżej mu do typowego miejskiego siodełka niż do modelu z którego na co dzień korzystam w swoim commuterze czy na trenażerze. Jednak mimo to, byłem niezmiernie ciekawy jak sprawdzi się podczas katorżniczego indoorcycling, oraz jak na tę zmianę zareaguje mój organizm.
Pierwszy trening w całości poświęciłem na znalezienie odpowiedniego ustawienia. Na początku nie mogłem się przyzwyczaić do pozycji na siodełku, niemniej z dużymi pokładami cierpliwości stopniowo regulowałem ustawienie w trzech płaszczyznach, aby pod koniec „treningu” znaleźć zadowalające ustawienie.
Kolejna jazda to już nieco mocniejszy akcent nastawiony na godzinny trening po płaskim. Chciałem dać sobie czas na sprawdzenie, czy może jeszcze czegoś nie należałoby poprawić. Na szczęście okazało się, że zastosowane regulacje przyniosły oczekiwany skutek, dzięki czemu mogłem spokojnie skupić się na jeździe. Początkowo wrażenie było nieco odmienne od tego, czego doświadczam na co dzień korzystając z siodełka szosowego. Na szczęście po kilku minutach przyzwyczaiłem się do nowej pozycji i w zasadzie prawie zapomniałem o tym, że korzystam z innego modelu siodełka. Podczas tej sesji treningowej odnotowałem, że nic mnie nie uwierało, nie ocierało i co ważniejsze, nie drętwiało.
Następnie przyszedł czas na mocniejszy akcent. Alpe du Zwift i ponad godzinna mocna jazda pod górę miały za zadanie sprawdzić, czy po zakończeniu treningu, w trakcie którego nie ma czasu poderwać się z siodełka, nie pojawią się pierwsze symptomy dyskomfortu czy drętwienia. Poza oczywistym paleniem w nogach i uczuciem solidnie wykonanej pracy, moje obawy okazały się bezpodstawne.
Po kilku kolejnych wypadach do wirtualnego kolarskiego świata, na zakończenie testów ufundowałem sobie prawie 3 godzinną jazdę w dość szybkim tempie. Założenie było takie, aby w przełożeniu na kilometry, zweryfikować, czy siodełko równie dobrze sprawdzi się na dystansie liczącym dobrze ponad 100 km. Co prawda wcześniejsze treningi mogłyby sugerować że wszystko będzie OK, jednak różnica pomiędzy 1 godziną spędzoną na siodełku, a 3 godzinami konkretnej jazdy jest ogromna. Do zmęczenia całego organizmu dochodzi ból i zmęczenie większości mięśni, które biorą czynny udział podczas pedałowania. Również ze względu na ilość lejącego się potu, w trakcie takiej sesji dużo łatwiej o otarcia.
Przez pierwsze 2 godziny było dobrze – po prostu jechałem, a o istnieniu siodełka zwyczajnie zapomniałem. Pomimo wysokiej prędkości (pow. 42 km/h), nie odczuwałem żadnych dolegliwości. Jednak w chwili zbliżania się do granicy 100 km, zacząłem czuć delikatny dyskomfort. Co prawda nie były to objawy drętwienia, niemniej moje pośladki zaczęły odczuwać przejechany dystans. I jak teraz o tym myślę, to uważam że na taki stan rzeczy miały wpływ dwa czynniki – po pierwsze – tak jak wspomniałem wcześniej, jestem przyzwyczajony do wąskich i twardych siodełek szosowych, a po drugie, w trakcie tak intensywnej jazdy odruchowo przesunąłem się na przód roweru, siedząc wyłącznie na czubku siodełka.
Najważniejsze, że po zejściu z roweru wszystko wróciło do normy. Co ciekawe, w chwilę później, gdy wsiadłem na inny rower aby pojeździć po mieście, poza zmęczeniem mięśni absolutnie nie odnotowałem żadnego bólu i spokojnie mogłem wysiedzieć na innym siodełku.
Podsumowanie
Po kilku tygodniach testów mogę śmiało stwierdzić, że Huan PPS jest siodełkiem, które ze względu na swoją budowę faktycznie może uchronić nas przed uczuciem dyskomfortu jaki pojawia się podczas i po zakończeniu jazdy. I chociaż, tak jak wspomniałem wcześniej, sam jestem zwolennikiem twardych siodełek szosowych, a sam wybór konkretnego kształtu i modelu to sprawa wielce indywidualna, to uważam, że Huan PPS może być właściwym rozwiązaniem dla osób, które uskarżają się na ból, dyskomfort czy drętwienia. Siodełko można nabyć w sklepie internetowym RevoltTech, do którego odsyłam w celu zapoznania się ze szczegółami oferty.