Pandemia wirusa jaka ostatnio ma miejsce na świecie dotyka nas wszystkich, a zdania odnośnie podjętych środków zapobiegawczych są kością niezgody wśród społeczeństwa. Dlatego sytuacja kiedy cały kolarski (i nie tylko) świat krzyczy #zostańwdomu, po cichu dodając że jak już musisz jeździć to zrób to solo i najlepiej z dala od ludzi, przyczyniła się do wyboru jednej z ciekawszych, ale również trudniejszych tras po jakich miałem okazję jechać – Tour de Olsztyn (na przełaj).
Założenia
Ze względu na nietypową sytuację moje założenia odnośnie przebiegu trasy były następujące: miało być krótko, intensywnie, a co najważniejsze z dala od ludzi. Nie zastanawiając się długo uruchomiłem apkę do wyznaczania tras i po wyborze opcji „jazda po żwirze i drogach nieutwardzonych” nakreśliłem trasę dookoła Olsztyna. Sprawdzając tylko czy faktycznie podczas jazdy nie napotkam zbyt wielu przedstawicieli homo sapiens, wrzuciłem ślad do nawigacji i byłem gotowy na przygodę (tak mi się przynajmniej wydawało) ;P
We wstępie napisałem, że Tour de Olsztyn (na przełaj) to jedna z trudniejszych tras po jakich jechałem. Owa „trudność” nie wynikała natomiast wyłącznie z profilu oraz charakterystyki odcinka, a była wypadową wielu czynników które zbiegły się w czasie.
To że będę poruszał się po drogach szutrowych i leśnych wiedziałem, nie przypuszczałem natomiast że intensywne opady topniejącego śniegu które miały miejsce w noc poprzedzającą wypad tak bardzo skomplikują zadanie. Nie chodzi mi tu o zwykłe drogi szutrowe czy dukty leśne które nawet dla moich 30 mm opon szosowych były w 100% przejezdne, ale o miejsca gdzie ciężki sprzęt do wyrębu lasu (okolice jeziora Kielarskiego), czy maszyny rolne (kolonia Linowo/Szczęsne/Klebark Mały) spowodowały że zapadałem się w błoto po same osie. Próbując prowadzić rower musiałem pilnować żeby nie zassało mi ochraniaczy na buty – taka zabawa 🙂 A jak już się udało wyjechać na utwardzoną nawierzchnię, silny wiatr którego nie czuć było w mieście, dokańczał dzieła.
Patrząc na to z perspektywy – wszystko było na własne żądanie. Przejechanie trasy na MTB czy rowerze typu Fat Bike byłoby znacznie szybsze i przyjemniejsze. Jedyne czym wówczas mógłbym sobie jeszcze bardziej utrudnić zadanie, to przejechanie tej trasy na ostrym kole 🙂 Taki ze mnie chwat 🙂
Co najważniejsze natomiast – poza leśnym odcinkiem koło Linowa, nie napotkałem po drodze ludzi – czyli „Mission Accomplished”.
Opis trasy
Wytyczona przeze mnie pętla dookoła Olsztyna to 66 km odcinek, z czego większość prowadzi po szutrach, polach oraz leśnych duktach. Oczywiście drogi asfaltowe również znajdują się po drodze, niemniej w porównaniu z pozostałą częścią trasy, pokonanie tychże nie stanowiło większego problemu.
Z uwagi na to że planując wypad w pełni zdałem się na Garmina, mój ślad nie jest idealny. Kilkukrotnie zdarzało się, że nawigacja prowadziła mnie po ścieżkach, które były mało przejezdne. Wynikało to z braku aktualizacji map jak również z czynnika ludzkiego np. w międzyczasie właściciel posesji znajdującej się na trasie mojego przejazdu postanowił postawić bramę. W związku z tym musiałem wyszukiwać objazdów. Tak czy inaczej przejechanie tej trasy dokładnie tak jak wyrysował mi to komputer było niemożliwe, a w kilku przypadkach mało bezpieczne i komfortowe. W trakcie opisywania przebiegu trasy oczywiście wskażę, gdzie dokładnie natknąłem się na „niespodzianki”.
Tak jak wspomniałem na początku, trasa została zaplanowana głównie z myślą o poruszaniu się w możliwie największej odległości od skupisk ludzkich. Niemniej jeśli ktoś chciałby odtworzyć mój przejazd, proponuję potraktować go jako bazę, którą należałoby zmodyfikować z uwzględnieniem takich szczegółów jak rodzaj posiadanego roweru czy aktualny poziom wytrenowania. W niedalekiej przyszłości planuję wytyczyć trasę dookoła Olsztyna, która będzie bardziej dostępna dla większości rowerzystów – nie tylko takich wariatów którzy w kielarskie błoto pchają się rowerem na szosowych oponach ;P
Tak czy inaczej moje Tour de Olsztyn to niewątpliwie bardzo urokliwa trasa, dlatego tym bardziej zachęcam do zwiedzania najbliższej okolicy tego pięknego miasta.
Przebieg trasy
Jazdę rozpoczynamy na wysokości Parku Jakubowo kierując się w stronę Dywit. Szutrową ścieżką rowerową biegnącą wzdłuż al. Wojska Polskiego dojeżdżamy do mostu na Wadągu, gdzie po przejściu na drugą stronę jezdni kontynuujemy jazdę pod górę. Zaraz za skrzyżowaniem (zjazd na Kieźliny) rozpoczyna się dobrej jakości droga dla rowerów, którą podążamy aż do przejścia dla pieszych znajdującego się przy wjeździe w ul. Grzybową (w którą wjeżdżamy). Kierujemy się w stronę Lądowiska Sterowców a następnie ponownie skręcamy w lewo w drogę szutrową. Minąwszy po prawej stronie pozostałości bazy lotniczej Zeppelinów, na pierwszym napotkanym rozwidleniu kierujemy się w lewo w stronę mniej uczęszczanej drogi. Dojedziemy nią do elektrowni wodnej „Łyna” (uwaga na piach na zjeździe). Po przejechaniu mostem na drugą stronę rzeki, stromymi schodami wdrapujemy się na ul. Leśną. Tam czeka nas miła odmiana – asfalt 🙂 Jednak po ok 200-300m skręcamy w prawo ponownie zjeżdżając na szutry. Ulica Wąwozowa doprowadza nas do ul. Hozjusza, gdzie jadąc w lewo, po kilkudziesięciu metrach na skrzyżowaniu skręcamy w prawo w ul. Jemioły, a na kolejnym rozwidleniu (przed wjazdem na osiedle) w lewo pod górę ul. Poziomkową. Wśród osiedla domków jednorodzinnych kontynuujemy wspinaczkę. Minąwszy ostatnie zabudowania zmienia się nawierzchnia i po utwardzonej drodze gruntowej wjeżdżamy w las. Na pierwszy rozwidleniu skręcamy w lewo, gdzie długi i wyboisty zjazd sprowadzi nas nad brzeg jeziora Tyrsko i ul. Kanarkową. Tam kierując się w stronę hotelu Manor próbujemy „przebić” się wyżej w stronę ul. Przepiórczej. Piszę „próbujemy” ponieważ właściciel posesji ogrodził teren kompleksu, tym samym uniemożliwiając swobodny przejazd rowerem.
W tym momencie mamy dwie możliwości. Albo tak jak ja, szukamy objazdu w stronę ul. Przepiórczej, albo kontynuujemy jazdę ul. Kanarkową aż do ul. Bałtyckiej, na której docelowo musimy wyjechać. Jeśli spojrzymy na mój ślad na mapie, zauważymy, że zanim znalazłem właściwą drogę trochę się pokręciłem po terenie. Tak czy inaczej, wydeptaną ścieżką wróciłem na wytyczony przez Garmina kurs, gdzie dalej mogłem już swobodnie kontynuować jazdę w stronę Gutkowa, a dalej w kierunku ul. Bałtyckiej.
Docelowo, na tym etapie jazdy naszym celem jest rondo znajdujące się kilkaset metrów za wylotem z Olsztyna. Po dojechaniu do skrzyżowania trzecim zjazdem kierujemy się w lewo gdzie po nowo wylanym asfalcie dosłownie „lecimy” w kierunku Łupstycha. Minąwszy zabudowania gospodarcze znajdujące się po lewej stronie (uwaga na psy – zawsze są, ale nie zawsze chce im się gonić 🙂 ) (dokładnie 1 km od zjazdu z ronda), dojeżdżamy do lewego zakrętu 90’, na którym zjeżdżamy w prawo drogę gruntową. Trzymając się głównej trasy, duktami leśnymi dojedziemy do ul. Czajki w Łupstychu.
Dalej droga jest już prosta – przynajmniej na tym odcinku. Jadąc po asfaltowej ścieżce rowerowej wzdłuż ul. Perkoza a następnie ul. Czapli dojeżdżamy do ul. Sielskiej. Korzystając z przepustu pod jezdnią, kierujemy się dalej w kierunku Kudyp, a dalej drogą asfaltową aż do Naterek. Po przejechaniu przejazdu kolejowego, na skrzyżowaniu jedziemy prosto w ul. Golfową. Trzymając się nowego i równego asfaltu, który poza wspomnianą wcześniej ul Golfową dalej „przechodzi” w ul. Kwarcową a następnie ul. Drozda, dojeżdżamy na ul. Wulpińską w Tomaszkowie. Jadąc w lewo w kierunku Dorotowa trzymając się głównej drogi przejeżdżamy przez całe miasteczko, aby przed wzniesieniem skręcić w prawo w ul. Wodnika. Czeka tam nas krótki ale sztywny podjazd, który ja objechałem bokiem 🙂 . Po wyjechaniu na drogę serwisową skręcamy w prawo w kierunku Dorotowa.
Tu mała uwaga – nawigacja poprowadziła mnie po dawno nie istniejących ścieżkach, dlatego od razu proponuję zjechać pierwszym zjazdem do Dorotowa, a następnie jadąc po „kocich łbach” na wysokości kościoła skręcić w lewo na Gągławki.
Trzymając się głównej trasy początkowo jedziemy po drodze asfaltowej, która chwilę później ustępuje miejsca ubitej drodze gruntowej. Ostatecznie dojeżdżamy do wspomnianych wcześniej Gągławek. Tu krótki odcinek dziurawego asfaltu przeprowadza nas przez wieś, gdzie po betonowych płytach na ul.Granicznej rozpoczynamy podjazd w kierunku Rusi. Jak było pod górkę, będzie i z górki 🙂 Dość długi zjazd „wyrzuci” nas na asfaltową drogę Bartąg-Ruś.
Po skręceniu w prawo jeszcze przez kilkaset metrów jedziemy główną szosą, a następnie na wysokości przystanku autobusowego skręcamy w lewo na szutry. Dalej wzdłuż Łyny (ostatecznie ją „przecinając”), jedziemy w kierunku jeziora Kielarskiego. Jest to dość wymagający odcinek, na którym czekają nas takie niespodzianki jak długi piaszczysty podjazd, szybki zjazd po polu a następnie przeprawa kładką przez niewielki strumień. Sama wspinaczka w kierunku drogi 598 również spowoduje znacznie szybsze bicie serca.
Po wyjechaniu na „Butrynówkę” (droga 598) skręcamy w lewo w stronę Olsztyna. Jednak asfaltem nie nacieszymy się zbyt długo, ponieważ tuż przed końcem podjazdu skręcamy w prawo w drogę przeciwpożarową.
Szeroka i równa droga szutrowa prowadzi nas w kierunku przydrożnego krzyża przy którym skręcamy w lewo. Po zjechaniu z głównej trasy pozostaje nam trzymanie kierunku jazdy na wprost, gdzie przedzierając się przez grząską polną drogę (chociaż nie do końca jestem przekonany czy to kiedykolwiek była droga 🙂 ) docieramy do koloni Linowo. Po wyjechaniu na asfalt skręcamy w prawo w kierunku Szczęsnego, które również „przelatujemy bokiem”. Na charakterystycznej „esce” w centrum wsi „przecinamy” DK53 i wzjeżdżamy w polną drogę prowadzącą w kierunku Klebarka Małego.
Odcinek szutrówki aż do przejazdu kolejowego jest przejezdny, jednak cała zabawa zaczyna się za przejazdem kolejowym. Podczas mojej wycieczki 1 km odcinek pokonywałem baaardzo długo. Niewinnie wyglądająca droga zaskoczyła mnie zapadnięciem się roweru w błocie aż po same osie. Jako że jestem uparty, cały 1 km brnąłem przed siebie klnąc pod nosem, że mogłem wybrać objazd. Dlatego już na tym etapie proponuję wybrać alternatywną drogę ;P.
Po szczęśliwym dojechaniu do drogi w Klebarku Małym, drogą szutrową biegnącą wzdłuż ogródków działkowych dojeżdżamy do „serwisówki” biegnącej wzdłuż krajowej 16-ki. Skręcając w prawo wjeżdżamy na nową ścieżkę dla rowerów, którą dosłownie „suniemy” aż do samego jej końca w Wójtowie. Po przeprowadzeniu roweru na drugą stronę DK16 kontynuujemy jazdę ul. Modrzewiową, a następnie kilkaset metrów dalej skręcamy w lewo ul. Leszczynową. Tam po raz wtóry opuszczamy asfalt. Im dalej wgłąb ulicy, tym nawierzchnia jest gorsza. Ostatecznie znowu dojeżdżamy do miejsca gdzie nasze koła zapadają się po osie. Na szczęście jest to krótki odcinek kilkudziesięciu metrów, po pokonaniu którego wjeżdżamy do lasu, w którym jakość nawierzchni jest zdecydowanie lepsza.
Po dojechaniu do rozwidlenia dróg kierujemy się w lewo pod górę, gdzie leśna droga doprowadza nas bezpośrednio na ul. Jana Grzymały w Nikielkowie.
Ponownie skręcamy w lewo, a po przejechaniu całej wsi wjeżdżamy w obszar zabudowany Olsztyna. Od tej chwili poruszamy się ul. Zientary-Malewskiej. Po dotarciu do kolejnego skrzyżowania skręcamy w prawo w ul. Letnią a następnie w lewo w stronę ul. Wiosennej. Jest to leśna droga, która doprowadzi nas do pętli autobusowej na ul. Jagiellońskiej. Znajdując się już w Olsztynie ostatecznie skręcamy w prawo gdzie szybkim zjazdem na ul. Bydgoskiej jedziemy w stronę ul. Oficerskiej. Ta swój „bieg” kończy przy Parku Jakubowym. Tym sposobem zamykamy naszą 66 km pętlę Tour de Olsztyn.
Dla kogo
Opisywana przeze mnie trasa wokół Olsztyna to propozycja dla osób które zdecydowanie lubią się zmęczyć. Różnorodność nawierzchni, profil trasy oraz dystans na pewno pozwolą poznać swojego maksymalne tętno ;P (o ile ktoś jeździ z pulsometrem). Jeśli natomiast „jazda dla jazdy” nie jest wystarczającą motywacją aby wybrać się w tourne dookoła miasta, na trasie przejazdu zawsze można odwiedzić takie atrakcje jak Lądowisko Sterowców w Dywitach, elektrownię wodną „Łyna”, arboretum w Kudypach, kielarskie ścieżki z wieżą widokową czy mini zoo w Nikielkowie. Tak czy inaczej, jest to doskonała propozycja dla osób które lubią aktywnie spędzać czas na świeżym powietrzu.