Warmia i Mazury to nie tylko Kraina Tysiąca Jezior, ale również region obfitujący w zabytki i inne niezwykle ciekawe miejsca, które pomimo upływu lat i destrukcyjnej działalności człowieka, nadal zachowały się w bardzo dobrym stanie. Jednym z takich miejsc niewątpliwie jest Pseudomegalityczny Cmentarz Dohnów, który ukryty w lesie nieopodal mazurskiej wsi Markowo po dziś dzień rozpala wyobraźnię wszystkich tych, którzy postanowią tam zajechać. Samo położenie nekropolii oraz grobowców Friedricha Ludwiga i jego syna Christofa Friedricha Burgraf und Graf zu Dohna, sposób ich ułożenia, jak też znajdująca się na nich symbolika, pozwalają snuć pewne domysły, na temat genezy powstania tego tajemniczego miejsca.

Nie chcąc jednak wchodzić w szczegóły dotyczące zarówno samego Rodu Dohnów jak też miejsca pochówku obu hrabiów, w celu zgłębienia informacji na temat cmentarza, odsyłam do artykułów i publikacji, których w Internecie nie brakuje. Każda z opowiedzianych historii jest niezwykle interesująca, co z pewnością przypadnie do gustu osobom, które lubią zagadki historyczne (a przy okazji uprawiają kolarstwo przygodowe).

Trasa i wybór roweru

Liczącą niespełna 120 km trasę ułożyłem w formie pętli, która swój początek i koniec (rzecz jasna) ma w Olsztynie. Sposobów na dojechanie do Markowa oczywiście jest wiele, jednak wytyczając ten konkretny ślad zależało mi przede wszystkim na tym, aby trasa była bezpieczna i przejezdna, i co równie istotne, atrakcyjna, jeśli chodzi o jazdę na rowerze. Niewielki ruch samochodowy, malownicze krajobrazy oraz niezliczone pagórki to cecha wspólna całej pętli. Jednak dzieląc ją na pół, śmiało mogę stwierdzić, że są to odmienne trasy, które różnią się zarówno, jeśli chodzi o rodzaj nawierzchni jak również swój profil.

Wybierając Olsztyn jako punk startu kierujemy się w stronę Gutkowa, w którym możemy pojechać prosto ruchliwą ulicą Bałtycką (tak jak ja to zrobiłem), lub odbijając w lewo w ul. Żurawią, nadkładając nieco drogi, lekkim łukiem minąć najbardziej ruchliwy fragment trasy. Najważniejsze, żeby docelowo dotrzeć do ronda, na którym skręcamy w stronę Jonkowa, do którego prowadzi wygodna asfaltowa ścieżka rowerowa. Odcinek Olsztyn – Jonkowo to także część wspólna pętli zarówno dla trasy prowadzącej w stronę Markowa jak i drogi powrotnej. 

W samym Jonkowie natomiast skręcamy w lewo kierując się na Pupki i Stare Kawkowo, a dalej Mostkowo, Wilnowo, Boguchwały, Niebrzydowo Wielkie i Strużynę. Cały ten odcinek to droga asfaltowa, której nawierzchnia miejscami pozostawia wiele do życzenia. Niezależnie jednak od tego jedzie się przyjemnie i płynnie. Nie oznacza to, że na trasie jest zupełnie sielankowo. Ilość warmińskich i mazurskich pagórków z pewnością da się we znaki. Na szczęście podczas pokonywania podjazdów zamiast na wysiłku można skupić się na otaczającej przyrodzie i krajobrazie, który zdecydowanie zrekompensuje wysiłek. Wklejony poniżej filmik doskonale obrazuje klimat panujący na trasie. Chcąc uniknąć długich opisów (które czyta co raz mniej osób), zachęcam do obejrzenia krótkiego nagrania jak również prześledzenia śladu trasy, do której link również znajduje się pod tekstem.

Trzymając się jednak najważniejszych kwestii, warto nadmienić, że pierwszy zjazd z asfaltu, to także droga prowadząca bezpośrednio na cmentarz. Długa (i szybka) prosta w dół, przebijanie się przez zarośnięte pole, a następnie bardzo strome podejście to największe trudności jakie czekają na trasie. Wzniesienie, na którym położona jest nekropolia jest bowiem trudno dostępne i chyba lepiej zostawić rower na dole, niż próbować wciągnąć go na górę.

Droga powrotna natomiast w mojej ocenie jest nieco ciekawsza, jeśli chodzi o krajobraz, ale także zdecydowanie bardziej wymagająca. Dotyczy to zarówno nawierzchni jak też ilości podjazdów. W odróżnieniu od pierwszej części pętli, na początku drogi powrotnej czeka nas ciekawy szutrowy odcinek z licznymi długimi i męczącymi podjazdami, który ostatecznie wyprowadzi nas na asfalt we wsi Ząbrowiec. Dalej już po drogach gminnych i krajowych podążamy w kierunku Miłakowa, Dąbrówki (kolejny szutrowy odcinek), Skolit i Gołogóry, a następnie przez Łomy wracamy do Jonkowa skąd już tylko kilkanaście kilometrów do Olsztyna.

Co prawda patrząc na profil wysokościowy, różnice między obiema częściami trasy na pierwszy rzut oka zbytnio się nie różnią, jednak w praktyce, odczucia są wyraźnie zauważalne. Długość podjazdów, odsłonięty teren oraz niejednokrotnie bardzo złej jakości asfalt wybijają z rytmu powodując szybsze zmęczenie. 

Niezależnie od tego uważam jednak, że cała pętla godna jest polecenia. Nie dość, że to niezwykle malownicza trasa, to dodatkowo panujący na niej ruch samochodowy jest stosunkowo niewielki. Najważniejsze tylko, aby właściwie dobrać rower. Z tego względu najrozsądniej byłoby wybrać jednoślad, wyposażony w opony pozwalające na swobodne przemieszczanie się w lekkim terenie. Trzeba również pamiętać, że musi to być rower zapewniający odpowiedni komfort zarówno na długich i prostych odcinkach, jak też na stromych podjazdach.

Nie da się ukryć, że pokonanie 120 km w takim terenie wymaga wcześniejszego przygotowania kondycyjnego, jednak z przejechaniem trasy powinny poradzić sobie również osoby, które dotychczas ograniczały się jedynie do rekreacyjnej jazdy po parku czy lesie. Najważniejsze to nie forsować tempa i robić przystanki na odpoczynek tak często jak jest to konieczne. Na szczęście, jadąc zarówno w jedną jak i w drugą stronę na trasie mijamy wiele malowniczych wsi w których niejednokrotnie można znaleźć miejsca wręcz stworzone do wypoczynku. Co więcej, w prawie każdej mijanej miejscowości są sklepy, w których w razie konieczności można uzupełnić zapasy wody czy jedzenia. Z takim zapleczem logistycznym śmiało można planować wycieczkę 🙂

Powyższy wpis z założenia nie miał być opisem samego cmentarza oraz historii z nim związanej, ale zachęceniem do aktywnego spędzania czasu, poznawania Warmii i Mazur z pozycji rowerowego siodełka i poprzez odkrywanie lokalnych perełek, do przeżycia mikroprzygody. Niewiele wiem na temat dziejów rodu Dohnów, nie wiem również, dlaczego postanowili wybrać tak oryginalne miejsce na pochówek. Wiem natomiast, że zdecydowanie warto wybrać się tam na rowerze i dać się ponieść wyobraźni. Osobiście wkraczając na teren nekropolii miałem wrażenie, że cofam się w czasie. I pomimo, że owo miejsce ma niespełna 100 lat, to klimat tam panujący robi wrażenie. Schemat cmentarza, ułożenie kamieni, pięknie zdobione płyty nagrobne czy złowieszcza swastyka i mistyka miejsca zdecydowanie wprawiają w ruch wyobraźnię. Jednak zgodnie z tym o czym wspominałem wcześniej, przed wypadem na cmentarz Dohnów warto również poczytać na ten temat, ponieważ dzięki temu, zwiedzając ruiny, pomimo wielu niedopowiedzeń, będzie się miało o wiele szersze spojrzenie na temat.