W poprzednim wpisie było na przełaj po błocie – czas na szosę po asfalcie 🙂 . Ilekroć mam ochotę na „szybkie 60” wówczas pierwsza trasa która przychodzi mi na myśl to pętla Olsztyn – Podlejki – Łukta – Olsztyn. Jest to mój „plan B” na wypadek gdybym nie miał zbyt wiele czasu, ale jednak chciał się trochę zmęczyć. Odcinek ma wszystko czego potrzebuję – równy asfalt, ochronę przed wiatrem, niewielkie natężenie ruchu i kilka mocniejszych podjazdów. Piękna okolica oraz perspektywa spędzenia dwóch najbliższych godzin na rowerze dokańcza dzieła 🙂
Przebieg trasy
Pętlę rozpoczynamy na skrzyżowaniu ul. Sielskiej z ul. Lotniczą. Chwilę przed miejscem w którym ścieżka rowerowa prowadzi przez podziemny tunel, zjeżdżamy na asfalt w kierunku wylotu na Ostródę. Jest to dwupasmówka więc miejsca mamy sporo, dzięki czemu samochody mijają nas w bezpiecznej odległości. Kilkaset metrów dalej czeka nas zwężka na której trzymamy się prawej strony – na szczęście dobry asfalt pozwala kontynuować jazdę na skraju jezdni. Chwilę później rozpoczyna się szerokie pobocze którym jedziemy aż do skrzyżowania z drogą na Łupstych. Po minięciu rozwidlenia wjeżdżamy na ścieżkę rowerową którą mamy po prawej stronie. Musimy to zrobić ponieważ dalsza jazda rowerem po drodze krajowej jest zabroniona, o czym informują stosowne znaki.
Jazdę kontynuujemy aż do wiaduktu nad DK16. W rzeczywistości jest to most który umożliwia swobodne przejście zwierząt na drugą stronę trasy Olsztyn – Ostróda. Tuż przed nim opuszczamy DDR i zjeżdżamy w lewo na krajową 16-kę. Odcinek pomiędzy ścieżką rowerową a „krajówką” niestety nie został utwardzony i te kilka metrów musimy przejechać po szutrze.
Dalej już tylko długa prosta w kierunku Gietrzwałdu. Piękny asfalt, szerokie pobocze, dolny chwyt na baranku i można śmigać 🙂
Dopiero na wysokości Naglad czeka nas kolejna zwężka. Na szczęście to tylko kilkadziesiąt metrów i znów wjeżdżamy na szerokie, dobrej jakości pobocze. Tu również wyjeżdżamy spod osłony drzew i zaczynamy długi, ale niezbyt stromy podjazd w kierunku skrzyżowania na Gietrzwałd. Jeśli mamy pecha i jedziemy pod wiatr wówczas na pewno się nieco zmęczymy, w przeciwnym wypadku szybko wjeżdżamy na wzniesienie.
Na wysokości wylotu z Gietrzwałdu, droga z szerokim poboczem znacznie się zwęża. Jest to odcinek na którym powinniśmy zwiększyć naszą uwagę. Szerokie pobocze nie stanowi już dla nas „azylu”. Przez kolejne 2,5 km, aż do zjazdu w Podlejkach samochody mijają nas na „szerokość gazety”, dlatego tym bardziej zalecam ostrożność. Jest to pagórkowaty, odsłonięty fragment trasy – osobiście zawsze staram się pokonać go jak najszybciej. Dojeżdżając do Podlejek skręcamy w prawo w drogę 531, gdzie po opuszczeniu dość ruchliwej DK16 wyraźnie odczujemy zmianę natężenia ruchu. Aż do samej Łukty poruszamy się po bardzo dobrej jakościowo asfaltowej nawierzchni. Odcinek z Podlejek do Zaskwierek to pagórkowata droga prowadząca wśród pól. Osłonę od wiatru zapewniają nam jedynie przydrożne krzewy oraz szpaler drzew. Mój ulubiony odcinek całej pętli zaczyna się chwilę dalej, gdzie szybkim zjazdem dojeżdżamy do wsi Łęguty. Po przekroczeniu rzeki Pasłęki rozpoczyna się długi podjazd w stronę Łęguckiego Młyna. W tym miejscu zmienia się również krajobraz – dla mnie wręcz bajeczny. Równy asfalt, piękne widoki i sporadycznie mijające nas pojazdy aż zachęcają do znacznego zwolnienia tempa. Pod osłoną drzew poruszamy się wzdłuż jeziora Isąg – krajobraz jest rewelacyjny. Niezależnie od pogody czy pory roku, pokonując pętlę Olsztyn – Podlejki – Łukta – Olsztyn najbardziej czekam na ten właśnie odcinek. Sielankowa jazda trwa praktycznie aż do samej Łukty.
Po dotarciu do wsi poruszamy się drogą z pierwszeństwem przejazdu, gdzie po dojechaniu do skrzyżowania z szosą 530 podążając za znakami, skręcamy w prawo w kierunku Olsztyna. Na rondzie które jest kolejnym z rzędu skrzyżowaniem ponownie skręcamy w prawo – w drogę 527. Po kilkuset metrach długiej prostej wjeżdżamy w teren zalesiony, jednocześnie ponownie zbliżając się do linii brzegowej jeziora Isąg – tym razem z drugiej strony.
Taka ciekawostka – jadąc wzdłuż jeziora Isąg, na wysokości wsi Worliny opuszczamy granice Warmii jednocześnie wjeżdżając na Mazury. Dopiero w drodze powrotnej na wysokości wsi Pelnik ponownie wracamy na Warmię, o czym możemy się dowiedzieć z tablicy informacyjnej ustawionej przy drodze 527 🙂 (most na rzece Pasłęce)
Odcinek powrotny Łukta – Olsztyn przypadnie do gustu kolarzom, którzy lubią sprawdzać swoją formę na podjazdach. Oczywiście nie są to przewyższenia jakie możemy spotkać w górach, niemniej jak na nasze warmińskie warunki, na początek na pewno wystarczą 🙂 .
Jakość asfaltu tej części trasy ulega nieznacznemu pogorszeniu. Nie oznacza to jednak że musimy obawiać się o uszkodzenie obręczy. Przy odrobinie uwagi nie ma ryzyka że zniszczymy koła czy złapiemy ewentualnego snakebite’a.
Aż do Giedajt natężęnie ruchu jest umiarkowane więc możemy cieszyć się szybką i swobodną jazdą, dopiero im bliżej Olsztyna tym więcej samochodów zaczyna nas mijać. Największy ruch zaczyna się tuż za rondem przed wjazdem do miasta – tu musimy zachować czujność, ponieważ pobocze jest popękane co jednocześnie uniemożliwia nam jazdę przy krawędzi jezdni.
Do Olsztyna docieramy od strony Gutkowa. Poruszając się ul Bałtycką, szybkim zjazdem dojeżdżamy do jeziora Ukiel. Tu rozpoczyna się biegnąca wzdłuż jezdni polbrukowa ścieżka dla rowerów, z której oczywiście korzystamy. Trzymając się cały czas ul. Bałtyckiej ostatecznie dojedziemy do Ronda Ofiar Katastrofy Smoleńskiej przy którym kończymy pętlę.
Dla kogo
Opisany przeze mnie odcinek to propozycja skierowana głównie do kolarzy szosowych, jak również do osób które poszukują kilkudziesięciokilometrowej trasy, pozwolającej na miłe spędzenie czasu na rowerze. Tak jak wspomniałem wcześniej, jest to teren mocno pofałdowany. Założę się, że jeśli ktoś po raz pierwszy będzie miał możliwość przejechania tej trasy rowerem, wówczas jego (lub jej 🙂 ) zdziwienie odnośnie ilości podjazdów będzie spore. Nie bez powodu tylko na odcinku Łukta – Olsztyn znajduje się kilka segmentów na Stravie, na których chętni mogą sprawdzić swoją formę rywalizując z czasami „wykręconymi” przez innych użytkowników aplikacji.
Bardzo miło mi się czytało Twój wpis. Czekam, aż restrykcje się poluźnią i wskakuję na rower! Teraz jeszcze się zbyt mocno boję mandatu 😉
Dzięki 🙂 Ja również czekam na zniesienie zakazu. Mam już w głowie kilka kolejnych tras, których opisy zamierzam wrzucić na bloga 🙂