Uwielbiam ten czas, kiedy po kilku miesiącach kręcenia na trenażerze, jak również odmrażania sobie tego i owego podczas zimowych wypadów w teren nastaje wiosna, a wraz z nią możliwość powrotu na leśne dukty i suche szutrowe drogi. Niewątpliwie jest to miła i długo wyczekiwana odmiana, a pokryte słońcem warmińskie szutry aż się proszą aby po nich pojeździć… tak było i tym razem 🙂
Kilka słów o…
Niniejszy wpis będzie nieco inny niż dotychczasowe posty jakie pojawiły się w dziale „Moja Warmia”. Tym razem bowiem nie będę prezentował żadnej konkretnej trasy, a jedynie wskażę miejsca które w mojej ocenie warto odwiedzić podczas rowerowych wycieczek.
Taki stan rzeczy wynika przede wszystkim z tego, że mój wypad podczas którego zrobiłem kilka zdjęć i nagrałem krótki filmik nie był zaplanowany. Co prawda wiedziałem, że bardzo chcę poszutrować, ale nie do końca mogłem się zdecydować w którą stronę pojechać.
Założenia były takie, że głównym miejscem jakie tego dnia na pewno chciałem odwiedzić był Rezerwat Przyrody Jezioro Kośno. Pozostałe punkty w postaci jezior: Czerwonka Duża, Czerwonka Mała, Łajs, Gim i Jełguń, jak również pozostałości po leśniczówce Leonida Breżniewa (były sekretarz generalny KC KPZR) były niejako miłym dodatkiem.
Drugą, ale najistotniejszą kwestią był rodzaj dróg jakimi miałem zamiar się poruszać. Chciałem, aby był to wypad typowo szutrowo-leśny z krótkimi przelotami przez asfaltowe odcinki. Dlatego mając na uwadze wszystkie powyższe aspekty, wprowadziłem prowizoryczną trasę do garmina i niespiesznie ruszyłem w teren 🙂
Trasa, nawierzchnia i wybór roweru
Trasa którą obrałem wyniosła niewiele ponad 80 km i była to forma pętli, która zaczynała się i kończyła na wylocie z Olsztyna w kierunku Butryn. Poza odcinkami prowadzącymi do granicy miasta, pozostałą część trasy w zdecydowanej większości stanowiły szutrowe i polne drogi, jak również leśne dukty. Niejednokrotnie musiałem jednak przedzierać się przez chaszcze i podprowadzać rower pod ledwo widoczne ścieżki, co stanowiło nie lada utrudnienie.
W trakcie trwania całej wycieczki nie raz przeszło mi również przez myśl, że wybór gravela to nie był do końca trafiony pomysł. Dużo lepiej sprawdziłby się bowiem w tym wypadku typowy rower górski, ponieważ jadąc na jednośladzie zaprojektowanym do jazdy w terenie, zdecydowanie łatwiej pokonywałbym kolejne wzniesienia, usiane korzeniami drogi czy dziesiątki metrów kopnego piachu, którego po drodze nie brakowało.
Niemniej, pomimo kilku trudności ani przez chwilę nie żałowałem, że wybrałem się na ten krótki trip. Trasa jest niezwykle malownicza, dookoła widać ślady dzikich zwierząt (jak również same zwierzęta) a co najważniejsze, prowadzi z daleka od często uczęszczanych dróg czy większych osad ludzkich. Dzięki temu, pomimo wysiłku fizycznego, w trakcie takiej wycieczki zdecydowanie można odpocząć od hałasu wielkiego miasta, a przy okazji zobaczyć niedostępne dla większości osób miejsca.
Aby lepiej zobrazować to o co mi chodzi, zachęcam do zapoznania się z dołączoną do tekstu galerią zdjęć, jak również do obejrzenia krótkiego filmu z przejazdu. Oczywiście nie oddadzą one w pełni uroku samej trasy, jak również trudności z jakimi trzeba będzie się zmierzyć, niemniej zawsze to jakiś materiał poglądowy 🙂
Dla ułatwienia we wpisie wkleiłem również mapkę z wypadu, która dokładnie odzwierciedla ślad mojego przejazdu. Na YouTube natomiast, pod filmikiem znajdziecie rówież link do Stravy z której można również pobrać plik w formacie *.gpx.