Marta Wiśniewska, czyli bohaterka niniejszego wpisu to dziennikarka największego polskiego portalu informacyjnego poświęconemu kolarstwu szosowemu naszosie.pl, założycielka własnej marki medialnej o nazwie Periodista Marta, jak również osoba aktywnie udzielająca się w radiu UWM FM, która swój zawodowy warsztat przez szereg lat doskonaliła w Gazecie Olsztyńskiej i Radiu Olsztyn. Jednak co najważniejsze, jest to również, a może przede wszystkim, niezwykle miła i sympatyczna osoba, która wiedzą na temat światowego peletonu mogłaby obdzielić (i zawstydzić) niejednego miłośnika tego pięknego sportu.
Wystarczy nadmienić, że na przestrzeni 11 lat tylko dla portalu naszosie.pl zdążyła zredagować 5393 posty czy przeprowadzić wywiady między innymi z takimi tuzami jak Maja Włoszczowska, Gosia Jasińska, Kasia Niewiadoma, Michał Kwiatkowski, Rafał Majka czy Tomek Marczyński. Są to nazwiska, których z racji osiągnięć kolarskich chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Ponadto wnioskując po zamieszczanych w sieci zdjęciach, Marta poza wymienionymi osobistościami, miała okazję poznać znacznie większą liczbę osób zawodowo związanych ze światowym peletonem.
Mój pierwszy kontakt z Martą miał formę krótkiej rozmowy przeprowadzonej na komunikatorze, kiedy to pracując dla Gazety Olsztyńskiej poprosiła mnie o niedługi wpis na temat jazdy rowerem po stolicy Warmii i Mazur. Kilkanaście miesięcy później nasze drogi znowu się przecięły. Tym razem, realizując materiał video na prowadzony przez Martę kanał na YT o nazwie Periodista Marta, dane mi było poznać ją osobiście.
Co prawda było to nasze pierwsze spotkanie w realu, niemniej ze względu na fakt, że dużo wcześniej miałem okazję czytać artykuły które wyszły spod jej pióra, byłem świadomy jak wielką miłośniczką i pasjonatką kolarstwa jest Marta. Wiedza, którą posiada to jedno, jednak umiejętność i sposób w jaki ją przekazuje, sprawiając, że z każdego wypowiedzianego słowa czuć niemalże zarażającą pasję, to zupełnie inny level. Dlatego, postanowiłem poprosić Martę o udzielenie odpowiedzi na kilka nurtujących mnie pytań.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z kolarstwem?
Od zawsze lubiłam jeździć na rowerze. Najpierw na takim dziecięcym rowerku z pomocniczymi kółkami, które jednak dość szybko zostały odkręcone (śmiech). Później na rowerze komunijnym, następnie na pierwszym poważnym „góralu” itd. Gdy byłam dzieckiem jazda na rowerze była moją ulubioną aktywnością i trudno było mnie ściągnąć z podwórka do domu. Wreszcie na 20. urodziny dostałam nowy rower – to była Merida MTB z damską ramą, na której zrobiłam pierwsze w życiu 100 kilometrów (i to na szosie!). Kilka lat później kupiłam swój pierwszy rower szosowy, potem drugą „szosę”, no i teraz gravela. W mojej rodzinie nie ma typowo kolarskich tradycji, ale gdzieś tam zawsze to kolarstwo się przewijało. Mój brat cioteczny, starszy ode mnie o 10 lat, jeździł sporo na MTB, kupował regularnie magazyn „bikeBoard”, który razem czytaliśmy, a moja ciocia, u której jako dziewczynka spędzałam trochę czasu w wakacje, uwielbiała oglądać Tour de France. Myślę, że to wszystko budowało moją rowerową pasję.
Kiedy poczułaś, że jest to coś więcej niż tylko sport?
Chyba wtedy, kiedy dostałam tę Meridę i zaczęłam pokonywać nieco dłuższe dystanse.
Co było najpierw jeżdżenie i pisanie czy pisanie, a później jeżdżenie?
Najpierw było jeżdżenie. Gdy byłam już na studiach dziennikarskich, to pomyślałam, że warto połączyć tę pasję ze zdobywaniem zawodowego doświadczenia. Dlatego na drugim roku studiów zgłosiłam się do portalu Naszosie.pl – to było w 2012 roku.
Praca dziennikarza w portalu naszosie.pl to duże wyzwanie, ale również możliwość poznawania nowych, ciekawych ludzi. Zapewne w swojej wieloletniej karierze miałaś możliwość rozmawiania czy przeprowadzania wywiadów z osobami, które większość z nas (sympatyków kolarstwa) kojarzy jedynie z transmisji wyścigów. Wystarczy przytoczyć chociażby takie nazwiska jak Maja Włoszczowska, Gosia Jasińska czy męska część osób związanych z peletonem jak Adam Probosz, Dariusz Baranowski, Michał Kwiatkowski, Rafał Majka, Piotr Wadecki czy Tomek Marczyński. Oczywiście tych nazwisk, nie tylko polskich, jest znacznie więcej, niemniej, przed którym z wywiadów stresowałaś się najbardziej (o ile w ogóle się stresowałaś) i jak Ci poszło podczas tej rozmowy?
Myślę, że każda praca jest wyzwaniem, a w przypadku, gdy piszesz o dyscyplinie sportu, która jest twoją pasją, to czujesz rodzaj jakiejś wyjątkowej odpowiedzialności i masz wewnętrzny imperatyw, aby robić to jak najlepiej. Wymieniłeś dużo różnych nazwisk z kolarskiego świata. Z tymi osobami nawiązałam różne relacje – niektóre nieco bliższe, a z innymi znam się po prostu zawodowo. Np. jakiś rodzaj koleżeństwa łączy mnie z Gosią Jasińską i Tomkiem Marczyńskim – zrobiłam z nimi kilka, jeśli nie kilkanaście wywiadów – zarówno telefonicznych, jak i twarzą w twarz, a wraz z kolejnymi spotkaniami zaczęliśmy się coraz lepiej poznawać. Przy okazji chciałabym podkreślić, że Gosia i Tomek są bardzo wdzięcznymi rozmówcami i nigdy mi nie odmówili – nawet, gdy byli jeszcze czynnymi kolarzami. Ponadto szczerze dzielą się swoimi historiami i są autentyczni. Bardzo się cieszę, że mogłam być świadkiem tego, jak Gosia zdobyła podwójne mistrzostwo Polski w Ostródzie i Grunwaldzie i że wielokrotnie rozmawiałam z nią w jej rodzinnym Barczewie. Jestem też wdzięczna Tomkowi, że dosłownie kilka tygodni po zakończeniu kariery przyjął mnie i mojego kolegę w swoim mieszkaniu w Wieliczce i udzielił nam szczerego wywiadu. Zapamiętam to na długo. To jednak zaledwie kilka sytuacji z naszej wspólnej kolarsko-dziennikarskiej przygody 😊
Michał Kwiatkowski i Rafał Majka to jedni z najlepszych polskich kolarzy współczesnego pokolenia. Zdobywali i zdobywają sukcesy, więc rozmowy z nimi są – można powiedzieć – obligatoryjne dla dziennikarza zajmującego się kolarstwem. Mają różne osobowości, a co za tym idzie sposoby wypowiadania się, ale zawsze czegoś ciekawego można się od nich dowiedzieć. Z Rafałem widziałam się ostatnio w październiku ubiegłego roku we Włoszech, przed wyścigiem Il Lombardia, i pamiętam, że rozmowa w hotelowym holu przebiegła w bardzo miłej atmosferze i byłam zadowolona, że opowiedział mi szczerze m.in. o swojej kontuzji, której nabawił się w ubiegłorocznym Tour de France.
Z Dariuszem Baranowskim nigdy nie robiłam wywiadu. Spotkałam go, gdy byłam w Brukseli na Grand Depart Tour de France i zamieniliśmy zaledwie kilka słów. Adama Probosza znam lepiej i zrobiłam z nim jeden wywiad. To wielki pasjonat kolarstwa i nie tylko, człowiek o szerokich horyzontach, z którym zawsze miło jest porozmawiać. Najbardziej zapadły mi w pamięć nasze dyskusje po etapach Tour de Pologne w 2020 roku, kiedy to wieczorami, wspólnie z innymi dziennikarzami pracującymi przy wyścigu, siadaliśmy sobie przy piwie. Mogłam też sporo się od niego nauczyć.
Czy mając tak długi staż w zawodzie dziennikarza, przed wystąpieniem publicznym czy też podczas pracy z kamerą/mikrofonem odczuwasz jeszcze tremę?
Nie odczuwam tremy, która by mnie w jakiś sposób ograniczała. Czasami, w zależności od rozmówcy czy sytuacji, pojawia się adrenalina, która mnie motywuje do jak najlepszego wykonania swojej pracy.
Pisanie artykułów o kolarstwie, czy też umiejętność prowadzenia nie tylko miłej, ale również merytorycznej rozmowy wymaga wiedzy, której nie można nauczyć się z książek. Jest to też ogrom pracy jaki należy włożyć, aby ją przyswoić. Jak to się dzieje, że pomimo tak wielu zajęć udaje Ci się być na bieżąco z informacjami dotyczącymi światowego (ale nie tylko) peletonu? Jest to tym bardziej imponujące, że poza pisaniem dla naszosie.pl, również aktywnie rozwijasz swoją markę medialną Periodista Marta, udzielasz się w radiu UWM FM, pracujesz na pełny etat na UWM-ie a do tego piszesz doktorat.
Jeśli chodzi o wiedzę o kolarstwie, to myślę, że stoi zatem po prostu pasja. Znalezienie czasu na czytanie artykułów, książek, słuchanie audycji czy oglądanie materiałów video o kolarstwie jest dla mnie przyjemnością. Oczywiście nie zawsze mam na to tyle czasu, ile bym chciała, ale pomimo to staram się być na bieżąco. To, że się tym sportem interesuję, nie oznacza, że przed niektórymi wywiadami nie muszę czegoś dodatkowo poczytać – wszystko zależy od tematu. Moja praca jest moim hobby, więc zajmowanie się tymi wszystkimi rzeczami, które wymieniłeś nie jest dla mnie drogą przez mękę. Nie chcę się też ograniczać wyłącznie do kolarstwa. Lubię różnorodność, bo uważam, że to rozwija mnie jako dziennikarkę, ale także jako człowieka.
Jakie było Twoje największe dziennikarskie wyzwanie?
Mówiąc szczerze chyba nie potrafię i nawet nie chcę udzielić odpowiedzi na to pytanie. Mogłabym ci powiedzieć, że to był wywiad z Annemiek van Vleuten sam na sam na Zoomie, bo to jest wielka kolarka, albo poprowadzenie spotkania z Marcinem Mellerem, który jest bardzo znaną postacią w polskich mediach. Nie chcę jednak tak podchodzić do sprawy. Wyzwanie stanowi każdy dzień, rozmowa z każdym, tekst na każdy temat, bo w tej pracy trzeba odnosić się z szacunkiem i uwagą do każdego rozmówcy – bez względu na jego popularność czy osiągnięcia.
Jaka była Twoja największa dziennikarska wtopa? A jeśli takowej nie było, to czy mogłabyś przytoczyć jakąś zabawną sytuację, która Ci się przytrafiła?
Wiesz, staram się pamiętać tylko te dobre rzeczy (śmiech). Tak zupełnie poważnie, to nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Oczywiście po drodze zdarzają się większe i mniejsze błędy. Np. ostatnio z Tadeja Pogacara zrobiłam Słowaka, ale też przytrafiło mi się puścić nieobrobiony dźwięk na antenie w radiu, tzn. „brudny”, z rozmowami pomiędzy które nie powinny zostać wyemitowane. Jesteśmy ludźmi, mylimy się, ale po takich wpadkach zawsze staram się wyciągać wnioski i eliminować to w przyszłości. Jednak trzeba pogodzić się z tym, że nie da się w stu procentach wyeliminować błędów. Tak samo jak w życiu.
Tak jak wspomniałem w jednym z poprzednich pytań, od niedawna ruszyłaś ze swoim szeroko zakrojonym projektem Periodista Marta. Dla przypomnienia dodam, że jest to blog, kanał na You Tube oraz powiązane z nimi FaceBook i Instagram. Skąd pomysł na swoją markę i czego możemy się po niej spodziewać?
Posiadanie własnych mediów, jakiejś przestrzeni, gdzie mogłabym publikować swoje materiały, było moim małym marzeniem od dawna. Doświadczenie, które zdobyłam do tej pory wiele mnie nauczyło, ale także pokazało minusy pracy w różnych redakcjach. Na kanwie tego powstała u mnie chęć zrobienia czegoś własnego. Tworzenie treści takich, jakie chcę od początku do końca, daje satysfakcję i radość. Nie muszę się nikogo pytać, czy mogę zrobić taki temat czy inny, ani także nie muszę ustalać formy, w jakiej go zrealizuję. Myślę, że jestem w stanie przekazać i pokazać coś interesującego – coś trochę z mojego świata, ale chętnie się tym światem z innymi dzielę i do niego zapraszam. Wszystkie moje miejsca w Internecie mają tę samą nazwę – Periodista Marta. Kanał YouTube jest o tematyce przede wszystkim rowerowej, strona internetowa jest wielotematyczna (wywiady, książki, przeglądy prasy, artykuły), a media społecznościowe służą promowaniu moich materiałów i pokazywaniu kulis pracy.
Po niektórych Vlogach i wpisać widać, że kolarstwo nie jest Twoją jedyną pasją. Co jeszcze Cię interesuje i czy jesteś w stanie określić, które z tych zagadnień jest dla Ciebie najważniejsze?
To prawda, kolarstwo nie jest moją jedyną pasją. Poza tym lubię uczyć się języków, czytać książki i prasę, słuchać muzyki, a także być w podróży – bez względu na to, czy jadę do Trójmiasta czy gdzieś za granicę. Interesuję się też dwoma śródziemnomorskimi krajami – Włochami i Hiszpanią. Tym, co wywołuje we mnie największe emocje i co sprawia mi największą radość jest kolarstwo.
Było troszkę o pisaniu, czas na nieco więcej informacji o Tobie. Wiem, że jeździsz i to wcale nie mało. Wolisz spokojne i rekreacyjne kręcenie, czy też lubisz dać sobie wycisk i podczas treningów/przejażdżek włączasz tryb sportowy?
Nie trenuję w takim rozumieniu tego słowa, że przygotowuję się do wyścigów, ale lubię nieco bardziej dynamiczną jazdę. Czasami wymyślam sobie jakieś ćwiczenia, przyspieszam albo dwa razy podjeżdżam pod tę samą górkę. Są też dni, kiedy jadę jednostajnym tempem, spokojniej. Wszystko zależy od samopoczucia i nastroju. Dzięki rowerowi utrzymuję w miarę dobrą kondycję fizyczną, wiec, gdy jest ciepło i noga jest rozjeżdżona, to lubię czasami mocniej nacisnąć na pedały. Jednak chciałabym zaznaczyć, że nie startuję w żadnych wyścigach czy maratonach – przynajmniej na razie. Raz w życiu jechałam w maratonie MTB Cezarego Zamany i to tyle. To było fajne doświadczenie, ukończyłam, wyprzedziłam nawet jakieś zawodniczki w swojej grupie, ale jakoś nie czuję potrzeby kontynuowania tego. Chcę, żeby rower był dla mnie odpoczynkiem, a nie kolejnym obowiązkiem.
Szosa czy gravel? Która forma Ci bardziej odpowiada i dlaczego?
Królowa szosa. Szosa zawsze będzie schowana w moim sercu najgłębiej, bo uważam, że to najpiękniejsza odmiana kolarstwa.
Czy jako osoba jeżdżąca na rowerze określiłabyś się mianem kolarki czy raczej rowerzystki?
Do kolarki mi daleko, a rowerzysta czy rowerzystka to dla mnie takie określenie rodem z przepisów ruchu drogowego. Jeśli ubieram lycrę, jeżdżę w Wielkanoc, Nowy Rok czy w 40-stopniowym upale, kiedy wszyscy normalni ludzie siedzą w cieniu albo w basenie, to chyba jestem jednak kolarką amatorką. Tak bym siebie określiła.
Czym dla Ciebie jest kolarstwo? Jak byś je zdefiniowała? Z czym Ci się kojarzy?
Jakiś czas temu stworzyłam swoją definicję kolarstwa, którą mogę się z tobą podzielić. Kolarstwo jest dla mnie opozycją piękna i cierpienia. Wzruszam się, gdy widzę umordowanego wysiłkiem fizycznym kolarza wspinającego się na górską przełęcz. Na takim obrazku jest człowiek przekraczający swoje granice oraz monumentalna przyroda, górująca nad nim w oczywisty sposób. Poza tym kolarze szosowi przemierzają dystanse, które normalnie są stworzone dla samochodów, mijają wsie, miasta, podjeżdżają i zjeżdżają z gór, zaczynają rywalizację np. w Mediolanie, a kończą w San Remo. Czy istnieje jakaś jeszcze dyscyplina sportu, która gwarantuje takie doznania?
Czy jako kobieta nie czujesz się trochę osamotniona w tym co robisz? Kolarstwo wszakże zdominowane jest przez mężczyzn.
Nie, nie czuję osamotniona, chociaż wiem, że wciąż zdarza się, że kobieta na rowerze czy kobieta dziennikarka sportowa nie jest traktowana poważnie albo jest oceniana przez pryzmat płci. Nie przejmuję się jednak tym i robię swoje. Znam wiele kobiet, które są dziennikarkami sportowymi lub/i jeżdżą na rowerze i to pozwala mi myśleć, że nie jest tak źle. Dla mężczyzn, którzy wątpią w kobiety mam dwie rady: niech wezmę artykuł kobiety o sporcie i zakryją sobie nazwisko, a potem porównają go z tekstem mężczyzny i wskażą różnice. Obawiam się, że nie znajdą zbyt wielu. I druga rada: niech kolarz amator umówi się na trening np. z Martą Lach albo Kasią Niewiadomą. Życzę powodzenia.
Na zdjęciach, które można obejrzeć w sieci, niejednokrotnie można znaleźć Cię między innymi obok wcześniej wspomnianej czołówki polskiego peletonu, ale również np. z Tomem Bonnenem czy Bradleyem Wigginsem. Która z postaci z kolarskiego świata poznana osobiście, zrobiła na Tobie największe wrażenie i dlaczego?
Toma Boonena spotkałam na wspomnianym Grand Depart Tour de France 2019 w Brukseli. Pracował dla belgijskiej telewizji i po prostu podeszłam, przedstawiłam się i zapytałam, czy udzieli mi wywiadu. Zgodził się i to była krótka, ale miła i ciekawa rozmowa. Staliśmy wówczas po drugiej stronie barierek, przy których gromadzą się kibice i przez to, że robiłam z nim wywiad, czułam się niczym gwiazda rocka, bo wszyscy robili mu zdjęcia, błyskały flashe, ludzie krzyczeli prosząc go o autograf czy zdjęcie. (śmiech). Mimo że zakończył karierę kilka lat temu, to wciąż jest niezwykle popularny, zwłaszcza w Belgii. Bradleya Wigginsa spotkałam tego samego dnia i poprosiłam go o zdjęcie – nie robiłam z nim wywiadu. Spieszył się, bo pracował wtedy dla brytyjskiego Eurosportu i był reporterem na motocyklu. Chciałam mieć z nim zdjęcie, bo go cenię. Moim zdaniem wniósł do kolarstwa pewną klasę – zawsze zwracał uwagę na strój kolarski, ceni historię kolarstwa, ma o niej ogromną wiedzę, a ponadto był znakomitym kolarzem torowym, świetnie jeździł na czas, no i przeszedł do historii jako pierwszy brytyjski zwycięzca Tour de France. Zresztą, gdy wygrywał Wielką Pętlę, wyglądał wspaniale – wówczas drużynie Sky stroje szyła firma Adidas – on miał takie długie (w sensie do kolan) czarne spodenki z tymi charakterystycznymi paskami, miał świetną sylwetkę na rowerze, bo był mocno wycieniowany i wysoki, miał baki – wyglądał jak wokalista Oasis😊
Twoja ikona kolarstwa. (uzasadnij proszę)
Nie mam jednej postaci, która byłaby dla mnie ikoną. Lubię i cenię wielu zawodników oraz zawodniczki i od każdego czerpię coś pozytywnego, czegoś się uczę. Poza tym posiadanie ikony jest dość ryzykowne. Dla wielu kimś takim był Lance Armstrong, który dodatkowo podnosił na duchu ludzi chorujących na nowotwór. I co?
Bywając na tzw. backstage’u wyścigów miałaś możliwość przyglądania się wszystkiemu z bliska. Czy mogłabyś powiedzieć, jaka panuje tam wówczas atmosfera?
Odpowiadając na to pytanie opowiem ci coś, czego byłam świadkiem i co – jak dotychczas – jest moim najsilniejszym przeżyciem w dotychczasowej pracy przy wyścigach. Wraz z kolegami z portalu Naszosie.pl byliśmy na MŚ w Innsbrucku w 2018 roku. Cały ten pobyt był wspaniały, bo byliśmy świadkiem między innymi eksplozji talentu Remco Evenepoela, który wygrał wtedy zarówno wyścig ze startu wspólnego, jak i jazdę na czas. W kolejnym sezonie miał już zawodowy kontrakt z Quick Stepem. Ponadto Gosia Jasińska zajęła 5. miejsce – do podium zabrakło jej tak naprawdę współpracy innych zawodniczek. Była wtedy w świetnej formie i jest to jeden z jej największych sukcesów w karierze. Pamiętam, jak Kasia Niewiadoma czy Ania Plichta płakały rozmawiając z nami na mecie, ciesząc się z sukcesu Gosi. Duże emocje. Myślę, że kibice przed telewizorami nie mieli sposobności odczuć tego, że to piąte miejsce było dla tych dziewczyn trochę jak medal. Wisienką na torcie był jak zwykle wyścig mężczyzn ze startu wspólnego. Po finiszu z grupki w Innsbrucku wygrał Alejandro Valverde. Miał wtedy 38 lat i w jego niesamowitym palamares bardzo brakowało tytułu mistrza świata. Był wielokrotnym medalistą. Wiedział, że jego kariera zbliża się do końca, więc na mecie zeszła z niego wieloletnia presja – zdał sobie sprawę, że osiągnął już wszystko. Stałam za metą, widziałam hiszpański team w absolutnej euforii, jego samego płaczącego, aż zanoszącego się od płaczu. Śmiali się, skakali, płakali, krzyczeli… Uff, do teraz mam ciarki, gdy o tym myślę. Mniej więcej 30 minut po mecie spotkałam jednego z członków sztabu reprezentacji Hiszpanii, który pokazywał mi, jak wciąż trzęsły mu się ręce. Później poszliśmy na konferencję prasową z Valverde i dwoma pozostałymi medalistami. W rzędzie za mną siedziała jego żona i dzieci, był trzykrotny mistrz świata Oscar Freire, wiele znanych twarzy. Sam Valverde był chyba bardziej spłakany niż zmęczony. Wiem, że tamto zwycięstwo znaczy dla niego niesamowicie dużo i cieszę się, że byłam tego świadkiem, bo to żyjąca legenda kolarstwa.
Czego nie lubisz w kolarstwie?
Nie mam takiej rzeczy. Życzyłabym jedynie trochę więcej luzu niektórym amatorom.
Co byś chciała jeszcze osiągnąć w swojej karierze?
Chciałabym pracować przez całe trzy tygodnie jakiegoś wielkiego touru – najlepiej Giro d’Italia albo hiszpańskiej Vuelty. Przejechać z kolarzami taki wyścig i go relacjonować od początku do końca.
Ostatnie pytanie. Twoje ulubione rowerowe miejscówki. Dokąd najchętniej wybierasz się na rowerze?
Trudne pytanie. Jak już wiadomo bardzo lubię jeździć na rowerze i z perspektywy siodełka podoba mi się praktycznie wszędzie. Warmia i Mazury są piękne i bardzo rowerowe. Każdy zakątek jest atrakcyjny i wart uwagi. Największy sentyment mam do jeziora Narie, ponieważ to właśnie nad nim spędzałam pierwsze wakacje w życiu, pływałam rowerem wodnym itd. – mam po prostu do tego sentyment. Dlatego też bardzo lubię tam jeździć, zaglądać do kolejnych miejscowości położonych nad tym jeziorem. Bardzo polecam jechać z Kretowin do Wilnowa, w kierunku Boguchwał, gdzie jest piękny widok na jezioro z góry. Nad Narie można jeździć zarówno szosą, jak i gravelem.
Redagując powyższy wpis zaplanowałem, że w tym miejscu zrobię krótkie podsumowanie, a sam wywiad zakończę jakąś ciekawą puentą. Jednak przeczytawszy go kilkukrotnie uświadomiłem sobie, że nie ma to większego sensu. Czegokolwiek nie próbowałbym napisać i tak wypadłoby to blado w porównaniu z odpowiedziami jakich udzieliła Marta. W tych kilku zdaniach pokazała jak dojrzałą, świadomą i pewną siebie jest dziennikarką. Co więcej, jest to niezwykle skromna, sympatyczna i wesoła osoba, o czym można się przekonać poznawszy Martę osobiście. Dlatego tym bardziej się cieszę, że mieliśmy okazję się spotkać.