Zawsze się zastanawiałem, jak to jest jeździć na siodełku, na które już od samego patrzenia wszystko boli 😊 I mimo, że sam korzystam raczej z twardych siodełek, to do testowania XLC SA-K01 podszedłem bardzo ostrożnie. Pomimo dobrych recenzji jakie dotychczas zebrało wśród użytkowników, obawiałem się, że tym razem karbonowa, niczym niepokryta powierzchnia siodełka może mnie pokonać. Na szczęście nie taki diabeł straszny… 😉

Kilka słów o…

Pomysł na przetestowanie siodełka w całości wykonanego z karbonu pojawił się u mnie już jakiś czas temu. Pamiętam, jak podczas jednego z maratonów szosowych, podobny produkt zauważyłem w rowerze koleżanki. Mieliśmy wtedy do pokonania grubo ponad 800 km i zastanawiałem się, jak to jest wysiedzieć tyle godzin na czymś, co całkowicie pozbawione jest gąbki, żelu czy jakiejkolwiek innej warstwy absorbującej drgania.

Dzięki uprzejmości firmy XLC, w końcu mogłem przekonać się na własnej skórze 😊 Co prawda, XLC SA-K01 to siodełko zaprojektowane z myślą o wyścigach i ultralekkich rowerach szosowych, jednak u mnie znalazło zastosowanie w rowerze, który już niebawem będzie można określić mianem retro 😊. Nie zmienia to faktu, że pomimo swoich lat nadal sprawuje się wyśmienicie, a testowanie karbonowego siodła była na nim przyjemnością.

Montaż

Zanim przejdę do opisywania siodełka, chciałbym nadmienić, że XLC SA-K01, podobnie jak inne produkty wykonane z włókna węglowego, wymagają nieco więcej uwagi podczas montażu. Mam tu głównie na myśli siłę z jaką należy dokręcać poszczególne elementy, jak również stosowanie zalecanej pasty montażowej do karbonu.

Przed przykręceniem siodełka zapoznałem się z wieloma opiniami dotyczącymi prawidłowego sposobu montażu. Przyznam szczerze, że z każdą kolejną wypowiedzią w głowie robił mi się co raz większy bałagan. Zdania były tak podzielone, że jakbym miał brać je wszystkie pod uwagę, to do dzisiaj bym go nie wymienił. W związku z tym wybrałem jedyną w mojej ocenie drogę – drogę zdrowego rozsądku.

Najważniejszymi kwestiami nad którymi spierali się internauci były: moment dokręcenia jarzma sztycy, profil prętów siodełka oraz konieczność stosowania pasty do połączeń z włókna węglowego. Starając się wziąć pod uwagę wszystkie konstruktywne opinie, przystąpiłem to wykonywania kolejnych czynności. Zacząłem od sprawdzenia czy profil prętów odpowiada profilowi w jarzmie sztycy. Z oczywistych względów powierzchnia styku powinna być możliwie największa. W moim przypadku pasowały idealnie, więc ruszyłem krok naprzód. Kolejną czynnością jaką wykonałem, było ustalenie jakim momentem dokręcić siodełko. Zazwyczaj taka informacja powinna być podawana jest przez producenta sztycy, jednak ze względu na to, że u mnie takowej nie było, przyjąłem, że zacznę od wartości 10 Nm, która ostatecznie okazała się wystarczająca. Oczywiście przed dokręceniem śruby, dobrze ją wyczyściłem i nasmarowałem. Chodziło o to, aby moment dokręcenia był możliwie zbliżony do wartości ustawionej na kluczu. Miało to na celu zminimalizowanie strat na tarciach spowodowanych brudnym gwintem. W tym miejscu warto również zwrócić uwagę, że karbonowe pręty siodełka nie powinny być tak podatne na ściskanie jak np. rama roweru. Jeśli więc nieco przesadzimy z siłą (ale tylko nieco!), to raczej nic się nie stanie. Na końcu, w celu zwiększenia tarcia pomiędzy powierzchniami, miejsce połączenia siodełka z jarzmem posmarowałem pastą do karbonu. Tym sposobem, udało mi się za pierwszym razem znaleźć złoty środek na zamocowanie siodła.

Wykonanie i wrażenia z użytkowania

XLC SA-K01 to siodełko zaprojektowane i stworzone głownie z myślą o wyścigach szosowych. Jego niewielka, bo wynosząca zaledwie 90 g waga oraz odpowiedni zarówno dla Pań jak i Panów wyprofilowany kształt, mają sprawdzać się podczas zaciętej, sportowej rywalizacji.

Wykonane z jednego kawałka włókna węglowego siodełko, o wymiarach 278 mm x 125 mm, przeznaczono dla cyklistów o wadze do 90 kg. XLC SA-K01 jest niezwykle cienkie i prezentuje się fenomenalnie. Całość utrzymano w błyszczącej, ciemnoszarej kolorystyce, przez którą dokładnie widać strukturę włókna węglowego. Po obu stronach siodełka naniesiono duże, ale niezbyt rzucające się w oczy logo producenta, które dopełnia całości.

O ile o wykonaniu, ze względu na minimalizm, można napisać niewiele, tak już wrażenia z użytkowania to zupełnie inna sprawa. Testy rozpocząłem od prawidłowego ustawienia sidełka. Jedna krótka sesja na trenażerze wystarczyła, aby znaleźć pozycję, która byłaby dla mnie optymalna. Jako że wysokość sztycy się nie zmieniła, regulacja dotyczyła wyłącznie płaszczyzn przód-tył, oraz kąta nachylenia. Na pierwszą jazdę wybrałem wirtualny, 29 km podjazd pod Passo dello Stelvio, który trwał ok 1,5 h. Chciałem sprawdzić, jakie będą moje pierwsze odczucia, podczas jazdy ze średnią intensywnością. Następnego dnia wybrałem nieco dłuższą, bo wynoszącą 60 km trasę, gdzie również zaliczyłem kilka górskich włoskich przełęczy. Ten trening trwał nieco dłużej. W obu przypadkach, nie odnotowałem żadnego dyskomfortu związanego z siodełkiem. Jedyne do czego musiałem się przyzwyczaić, to efekt nieco większego ślizgania spodenek podczas pedałowania. Nie chodziło oczywiście o ześlizgiwane się z siodełka, a o wrażenie (poniekąd słuszne), że siedzimy na zupełnie gładkiej, pozbawionej jakiegokolwiek obicia powierzchni. Poza tym, nie zauważyłem oznak drętwienia czy bólu. Trening przebiegł bez większych zakłóceń.

Następnie przyszła pora na jazdę w terenie. To, że mogę długo wysiedzieć na siodełku już widziałem, zastanawiałem się natomiast, jak SA-K01 będzie absorbowało drgania. Podczas testów odbyłem kilka jazd o różnej intensywności, od liczących kilkadziesiąt kilometrów spokojnych treningów do ponad 100 km szybkiego pedałowania. Wszystkie moje wypady prowadziły po asfaltach różnej jakości i jeśli chodzi o wrażenia z użytkowania, to będąc bogatszym o doświadczenia z trenażera, pod względem komfortu jazdy nie było zaskoczenia. Podczas użytkowania praktycznie zapomniałem o istnieniu siodełka i mogłem całkowicie skupić się na pedałowaniu i pokonywaniu kolejnych kilometrów.

Jeśli chodzi o absorbowanie drgań natomiast, muszę przyznać, że ciężko było mi wyczuć różnicę pomiędzy starym a nowym siodełkiem. Zapewne wynika to z faktu, że moja prawie-retro szosa, lata świetności ma za sobą i pomimo tego, że bardzo lubię na niej jeździć, nie mogę wymagać, że będzie superkomfortowa. Dlatego obawiam się, że w tej kwestii, niezależnie od tego jakiego siodełka bym nie założył, odczucia z jazdy w każdym wypadku będą podobne.

Podsumowanie

Siodełko XLC SA-K01 to niezwykle lekki, solidnie wykonany i efektownie wyglądający produkt. Jeśli do tego dodamy, że wbrew temu co można sądzić, jazda na nim jest komfortowa, to jestem przekonany, że ten model może leżeć w kręgu zainteresowania sporej części szoso-maniaków 😊Koszt zakupu takiego siodełka, w zależności od sklepu, waha się w granicach 500-700 zł. Myślę jednak, że warto „polować” na pojawiające się co jakiś czas promocje, ponieważ w mojej ocenie, jest to produkt godny polecenia.